poniedziałek, 29 listopada 2010

The Dandy

Gdyby nie wrodzone lenistwo, to byłabym kujonem.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Pieśń o Rycerzach z Czantorii

Jutro na 7.10. Jutro 3h bioli UE, 2h fizy i 3h angola ze szczypta niemca pomiędzy, a także chemia. Pono pani się o mnie martwiła. Miło z jej strony. Martwić się o kogoś, kto nie idzie do szkoły, bo tam nie uczą.

Kawa. Herbata. Muzyka.
Kolejna dawka weny twórczej? Być może. Na razie tworzę kolejną wklejkę. Coś z tego będzie. Czuję to. A wtedy pójdę dalej i zmierzę się z kolejnymi trudnościami. Aż przyjdzie matura. A po maturze zacznę kolejny chyba jeszcze bardziej zajebisty projekt. Taki totalny miszmasz. Połączenie smaków z całego świata. To będzie coś. O ile nie spieprzę.

No cóż. Jutro termochemia. Wezmę Rysiowy zeszyt. Zrobię przy okazji parę zadanek :) Chemia odpręża. Odpręża wtedy, kiedy rzygam biologią. A ja ją odtrącam. Biologię chyba też... No cóż. Wierzę, że będzie lepiej. Musi być. Byle nie zamienić teraźniejszości na rozwiązywanie pasjansa na komputorze.

Heavenly Perverse. Już czas.

czwartek, 21 października 2010

Warduna

Dzisiaj był kryzys. Wczoraj również. Po co żyć, aby żyć? Robić coś, po to aby w przyszłości móc robić coś innego bez względu na to czy nam się to podoba czy nie, czy będzie dawało nam szczęście? Po co myśleć o przyszłości, roztkliwiać się nad przeszłością..? A potem zdajemy sobie sprawę że czas mija... minął... Jeszcze tyle można było zrobić.
A jeśli. Po tych 10 latach zdam sobie sprawę, że to nie to? 10 lat życia wywalonych do kosza. W imię czego? Braku problemów? Kiedy to sprawia mi problem? Uciec od jednego, aby mieć kłopot z drugim. Robić coś, bo "trzeba". bo jak nie to.. co? Problem za problemem. Taka jest istota życia. Zgadzam się na to. Nie może być za łatwo, ale po co mam robić coś, czego nie lubię, co nie napawa mnie dumą, zadowoleniem, by w ewentualnej przyszłości nie mieć problemów? Pomijając fakt, że pewnie pojawią się inne. I to mnie irytuje. Ja wciąż muszę. Bez względu na to czy chcę. Musisz, bo musisz. "Kocham cię, choć mnie denerwujesz" Kolejne cudowne słowa, "cudownego" ojca, który myśli, że wie więcej i lepiej. Znów odzywa się w nim Supertata, którym nigdy nie był i nie będzie. Uwielbiam te słowa. Uwielbiam jak ktoś mnie zbywa. Zazwyczaj mam ochotę coś rozwalić, pierdolnąć czymś z całej siły.
Jakby jego życie było udane. Sam wiele rzeczy spieprzył i wciąż to robi. Nie wiem. Myśli, że tego nie widzę? Że jest dla mnie autorytetem? Osobą, którą zawsze chciałam, poznać? Mam gdzies takie rady. Tłumaczenie mi, że czegoś nie wiem, bo tego nie przeżyłam. Przeżywam coś teraz. O czym on najwyraźniej nie ma pojęcia.
Ależ oczywiście. Zwalmy wszystko na hormony, okres "buntu" czy zielone krasnoludki grasujące w pokoju. To nie zmienia faktu, że czuję się parszywie i nie mam wsparcia od nikogo. Wciąż tylko wysłuchiwanie, co TRZEBA, co MUSZĘ, czego "chcę". "Spójrz na brata." Patrzę na niego. Widzę spieprzonych 7 lat życia. Mam uczyć się na błędach. Moje wewnętrzne Ja, mówi mi że nie mam tego powtórzyć. I nie chcę. Chciałabym móc robić coś dla siebie. Ale.. coś mnie wstrzymuje, nie wiem. Nie potrafię. A dni przemijają... Nie rozczulam się nad utratą życia, tylko nad tym jakie ono jest. Czy była kiedyś taka rzecz, z której byłabym tak serio dumna? Cóż.. w sumie jest. Ale nie istnieje. Nie w formie "namacalnej". To wciąż zlepek myśli, obrazów, zdarzeń. Które oczywiście są tylko mi dostępne.
Nie mogę pogodzić się z tym, że muszę wybierać pomiędzy dwoma upierdliwymi rzeczami tak, aby wybrać tę najmniej upierdliwą. Bo jaka może być radość z jedzenia takiego "cukierka"?

Nuży mnie wymyślanie pozytywów, podczas gdy rzeczywistość wciąż jest taka sama. Nie oznacza to, że zmienię nastawienie, bo to jest jeszcze mniej sensowne.. I tak uważam że życie do największy dar. Kiedyś pewnie zaczęłabym myśleć, jak by tu siebie skrzywdzić. Teraz... cóż... słucham muzyki, która mnie odpręża, bawię się gitarami, na których gra czasem mi wychodzi, czasem nie. Może to to.. może też nie... Ale chyba najważniejsze jest, że odczuwam jakąś przyjemność, radość. Że choć trochę napełniam się dumą.

Greetings

piątek, 15 października 2010

Eluveitie - zdjęcia

Wiem wie... wyglądają mizernie. Aparat w mojej komórce jest lekko poharatany gdyż nieuważnej Lesi dosyć często nokia spadała na ziemię.
W dodatku tłum, i to całkiem ruchliwy tłum uniemożliwiał robienia ostrych i dobrych jakościowo zdjęć. Ale, no są :) Takie jakie są, ale są.

Zaczniemy od Godnr.universe!  



Eluveitie :) 







Greetings!

środa, 13 października 2010

The Dandy...

Słucham tego od 3 dni. I nie mogę przestać. To jest po prostu genialne. Już dawno nie słyszałam czegoś takiego.  
Kolejny plus z pójścia na koncert :) Z chęcią bym poszła kolejny raz. Nawet tłoczyła się przy barierkach otoczona przez trolle, o suchym gardle, drąca japę i robiąca dziwne gesty w stronę muzyków. Było warto. Bo poznałam dzięki temu Godnr.universe! którego demo ma wyjść jakoś jesienią. Muszę przyznać, że się chyba odmetalowiam. No ale cóż ja na to poradzę? Może taka moja natura? :P No ale jak przyjdzie czas na wpierdol, to sięgnę do odpowiednich pozycji :)

Kupiłam dzisiaj płytkę Eluveitie - Everything remains as it never was. Wydaje mi się że jakościowo jest nie za bardzo. Wszystko jakieś takie przycichawe, zagłuszone. No ale być może po prostu się czepiam.

Skale durowe zrobione. Jutro chyba zaczne rozrysowywac sobie pentatonike w durach i mollach... Czas powoli się toczy...


Greetings.

niedziela, 10 października 2010

The Dandy - Godnr.universe!

Nie kto inny jak duet : Ann Murphy i Meri Tadić, które wywodzą się z Eluveitie. Jak powszechnie wiadomo, w piątek wieczorem odbył się koncert otwierający European Tour. I nie kto inny jak ja i Hanka miałyśmy okazję brać w nim udział :)
Z chęcią bym to powtórzyła. I posłuchała raz jeszcze wszystkich kawałków. To był pierwszy koncert dla Ann i Meri tego typu. Na szczęście polska publika nie zawiodła. Polska publiczność jest wyjątkowa i być może muzycy odwiedzą nas jeszcze raz ^^
Prócz Eluveitie oraz jakiegoś polskiego zespołu, który zagrał Nemo, ku uciesze publiczności, gdyż wszyscy się ożywili, grało Korpiklaani. Stare dobre Korpiklaani. które naturalnie zaczęło "Vodka". Jonne Jarvela posłał mi smile'a. częstował ludzi piwem, wodą i papierosami. I pomimo tego ścisku, oraz trolli które tłoczyły się przy barierkach to było cudownie. Wyciągnęłam autograf od Meri, mamy fotkę z Chrigelem Glanzzmanem, choć było nam go strasznie żal, bo co chwila ktoś chciał a to autograf, a to fotke :P Niestety  żadnego z członków Korpiklaani żeśmy nie złapały. A szkoda :P Może innym razem, bo Jonne pod koniec mówił jakto bardzo nasz wszystkich Polaków kocha. 

Piątek skończył się szczęśliwie :) I dzięki temu był wbrew pozorom miłym dniem. Nie mogę się doczekać aż wyjdzie płyta Godnr.universe. Kupię z pewnością. Mam teraz konto w banku, to mogę szaleć hyhyhy. Ech.. Warto by było poszerzyć płytotekę, gdyż nie za bardzo mam się czym pochwalić, w przeciwieństwie do zasobów na dysku twardym. Ale ci..! Ja tylko pożyczam.

Jak zwykle koncert dał mi kopa :) A kawałek The Dandy natchnął niesamowicie i jakoś pokierował moją ręką. Kolejna wersja Natalie, ale to dobrze. Cokolwiek by to nie było, byle do wykształtowania jakiegoś stylu.
Odn. gitary, to będziemy się uczyć skal. Z tego co widzę, to nie jest to zbyt skomplikowane. Może w końcu czegoś się nauczę na tej gitarze. Fajnie by było umieć też teorię muzyki Coraz bliżej do swoich niewykształconych marzeń...

Tyle na dzisiaj. Nie chce mi się opowiadać, bo to zbyt męczące. Jutrzejszy dzień będzie dosyć trudny, no ale niech stracę. Jest mi to obojętne.

Greetings

czwartek, 7 października 2010

Rok pański ... 2010 etc etc

Puf! Znów piszę :)

Dużo się dzisiaj działo. No.. może nie dużo, ale dzisiejsze zdarzenia (min) sprawiły, że dostałam takiego wewnętrznego kopa.

Zacznijmy od szkółki.
Na jutro muszę coś napisać w formie konspektu. Nie chce mi się. Ale pewno gdy skończę pisać tę notkę, to nadrobię zaległości. Prócz konspektu powita mnie sprawdzian z matmy. Kombinatoryka. Awesome. Umiem to robić... po swojemu. I odnoszę wrażenie, że inaczej to się nawet niespecjalnie da. No trudno.
Dzisiaj szliśmy na 7.10 aby odczytać robione z chemii zadania. Ta.. Dostajemy taki przyjazny pliczek przyjaznych 500 zadań. Maja być gotowe na za tydzień. Całe. Wszystkie. Co do jednego pieprzonego zadania. Sama idea robienia tego cuda nie jest zła. Ale komu się chce po raz 10-ty pisać konfigurację magnezu? 1s2 2s2 2p6 3s2.... i znów 1s2 2s2 2p6 3s2.... oo... znowu... 1s2 2s2 2p6 3s2... o... patrz... tym razem "Napisz konfigurację jonu Mg2+" awesome... 1s2 2s2 2p6....
No nic. W każdym bądź razie sprytna III a postanowiła zaopatrzyć się w tę samą książeczkę z której pani bierze zadania, zrobić zdjęcia oraz wysłanie ich na pocztę klasową. Tylko niektórzy skorzystali, a dzisiaj spotkałam się z pełnymi wyrzutu spojrzeniami, gdy ok. godziny 7 oznajmiłam że zadania były na poczcie. No cóż. Teraz będą wiedzieć. 
Dzisiaj w szkole prócz chill outowej godziny chemii były 2h chill outu na matmie, męczarnia na polskim oraz kolejne 3h chill outu. Na historii zasypiałam. Potem była kolejna godzina chemii. Jeje. Skończyliśmy omawianie pierwiastków, wchodzimy w chemię organiczną. Nasza Pani złapała fazę i że tak powiem na chemii było ziomalsko. Czułam się jak na podstawie. Robert jak w przedszkolu. Imho chemica powinna wiedzieć coś więcej o amal.. alam amalama... czy raczej o amalgamatach, jak jej podpowiedziałam nieśmiało, niż to że były wykorzystywane w stomatologii. HALO! Amalgamaty są wykorzystywane w elektrochemii do otrzymywania litowców! Powiem tak. Podręcznik w porównaniu do tych lekcji nadaje się świetnie jako materiał do kolokwium na jakiś studiach chemicznych. Lekki żal, owszem, no ale co robić. Przynajmniej oceny będzie łatwo zebrać.. Dostałam 5 oczywiście, nie chwaląc się. Byłby max, niemal. Gdyby nie pierdoły. No trudno. 

Nom nom nom nom nom. Ten wspaniały utwór, jakże bardzo spodobał się Oli Wu. :D Upierdliwiam jej życie przy każdej możliwej okazji. Dzisiaj wpadliśmy na wspaniałomyślny pomysł, aby przerobić ten kawałek, nagrać i jej wysłać. Spróbujemy zrobić z tego taką fajną metalową wersję. :>

Z nowinek muzycznych... Znów sięgam po Nyra. Do UG trza ćwiczyć w końcu. Bluesik. :) I przyjdą nowe taby na następnej lekcji... No i.... być może.... będę miała taby do Phono Sapiens i On the Run Kontrusta :D Total awesome.
Ponadto być może za tydzień pobawię się basem. Jeśli z Nom nomem, ma wyjść, to mogłabym się i tą częścią kawałka zatroszczyć. :>
Dzisiejsze "wypożyczone" trofea to Dimmu Borgir, Acturus i Borknagar. Będzie co słuchać, szczególnie gdy zainteresuje się zespołami podobnymi do Warduny :)

Dzisiaj jechałam autkiem z mamuśką. Bez ojczulka. Przeżyłyśmy te kilkaset metrów podróży. Będą ze mnie ludzie.Kochana krówka. :)

Cóż jeszcze... Trza się wziąć za Szarego. Wezmę zeszyt A4 w kratkę, długopis i do dzieła. Jest dużo rzeczy, o które muszę zadbać, ważniejsze niż rozterki wewnętrzne bohaterów. Gdy się z tym uwinę i w miarę opracuje czas to będzie duży problem z głowy.

Tyle na dzisiaj. :)
Greatings everyone

niedziela, 26 września 2010

Kontrust - Face And Filter

Swoją drogą ciekawy kawałek.

Postanowiłam się wyżyć. A co!

Przez ostatni tydzień byłam w domu. Zrobiłam tyle... No własnie. Niedziela będzie wyjątkowo ciężkim dniem. W dupie biologia, biorę się za chemię. Trza przerobić całą organiczną. Trza przeczytać Jądro ciemności. Trza napisać esej o bzykających się ludziach. Chociaż pracę badawczą mam z głowy. Niby mam, a nie mam. Ach... fotosystemy. Nie wiem za bardzo nic o fotosystemach oprócz tego, że u jednego chlorofil a ciągnie fale 700 nm a u drugiego chlorof. a ciągnie fale 680 nm. No i oba się uzupełniają w robocie.

W piątek przybył Jaro i nauczył mnie trochę grać w bridge'a. Potem przyszła Hanka i po 18 przypomniało jej się, że rodzice nie wiedzą o tym, że u mnie jest. Zamówiliśmy pizze. Jako że telepizza miała nas gdzieś, postanowiliśmy dryndnąć do Soprano. Przyjechał gigant 0,5m średnica. Kiedy położyłam ją na stoliku, to go w całości zakryła. Hanka zaczęła się panicznie śmiać. Jaro stwierdził, że on coś takiego z kolegą wchłania. Ja jednak pozostanę przy średnich wielkościach. Co za dużo, to nie zdrowo.

Poprosiłam Roberta o pomoc. Nie chcę tego paskudnego eseju tykać sama. Coś tam zintepretowałam... Jakim trzeba być tumanem, żeby to wymyślić.

Kot zwiał na 1,5 dnia. Z czwartku na piątek. Myślałam że kopne łobuza. No ale to wciąż moja kochana kicia ^^ Za rok przyjdzie mi się z nią rozstać :( Moja kochana kicia... Ostatecznie znaleziona przez sąsiadkę.

Obejrzałam Valkyrie Chronicles do końca. Ostatnie 6 odcinków miało jakiś tam poziom. Łącznie było ich 26. Czyli 20 odcinków o pieczeniu bułki. I na tym zakończmy.

Chciałam coś jeszcze napisać, ale zapomniałam co :P
However.

Greetigns

poniedziałek, 13 września 2010

Cot

Czas wziąć się za chemie i biologię. Głównie za biologię, bo  spr mam w środę.
Ale najpierwej takie slodziuchne zdjątko 


Tak jest. To robi mój kot. kiedy tylko otworze szafę. Wskakuje i taka zadowolona usypia, a raczej pewno by usypiała, bo ją wywalam stamtąd. Wystarczy ze spi na moim lozku, lazi mi po biurku. kiedy sie ucze, jeczy i steczy aby dostac kawalek miecha i zre moje jedzenie.

Kocham tego kota...............

poniedziałek, 6 września 2010

Quan Von la Layeta

Dawno nie pisałam. Złapałam nastrój, więc, a co mi tam. Napiszę.

Szkoła. Powrót na stare śmieci. I wtedy dostrzega się ich urok.
W Niemczu było super, jak zwykle. Nocowanie na strychu, poranne hartowanie, aby obejrzeć mecz na grand prix siatkarek. Polki zajęły 6 miejsce. Trudno. Mogły wygrać brąz, ale chyba one nie mogły w to uwierzyć.

3 klasa. Matura w maju. Mam rok szkolny krótszy o 2 miechy. Miło. Grzecznie uczę się biologii, chemii , przeprowadzam doświadczenie... 
A propo. Mamuśka kupiła mi 20 moczarek argentyńskich. Rosły, a raczej trwały dzielnie przez całkiem długi okres czasu. Dotrwały do dzisiaj. I akuratnie dzisiaj się nimi zajęłam. Wywaliłam słój z wodą i zielskiem do umywalki i szukałam TEGO jedynego okazu, który następnie miał zostać poćwiartowany. Okazało się, że prócz moczarek w słoju było coś jeszcze. Małe, słodziuchne śmiaczki, które przemierzały taflę umywalkowej wody do góry dnem. Chciałam im zrobić zdjęcie, po wykonaniu zadania, lecz gdy weszłam do łazienki i zerknęłam do umywalki okazało się.. że ich nie ma. Nasunęło się całkiem niegłupie pytanie. "Gdzie są te ślimaki?" Powolutku cofnęłam się o parę kroków i obejrzałam dokładnie łazienkę. Małych kropek o długości góra 4 mm raczej bym nie obaczyła. Na szczęście wszystkie się znalazły zakopane w moczarkach. Ech. Skończyły tragicznie w zlewie. Ale to nie jedyni przedstawiciele ślimakowej społeczności w moim małym ekosystemie. 

Teraz w szkole, jakoś każdy dzień ma sens. No. Można by tak rzec. Bo jak nie chemia, to biologia. Plan mają zmienić. Poniedziałek zapowiada się prześliczny. Koniec codziennych zajęć i spanie. Gdyby jeszcze się wfu pozbyć >.>

Moczarki mnie wkurzają.

Pachnie jesienią. Do mojego pokoju wkrada się nostalgia.

Jutro Omen chce mnie wyciągnąć na śniadanie do Maca. Trza specjalnie wstać o 6:20. Hellyea. Bez entuzjazmu, bo ja lubię spać.

Niby jakiś koncept na Starszych, ale go brak. Sieczka w mojej głowie. Może coś ruszę. Czas najwyższy. Przynajmniej z Prologu jestem zadowolona.

To tyle. Do zobaczonka kiedyś tam

Greetings.

środa, 18 sierpnia 2010

Radogost - Mara

Yo yo!
Dawno mnie nie było toteż napiszę coś ciekawego. Mam natchnienie, więc trochę uszczknę weny twórczej którą (mam nadzieję) w całości wykorzystam na Szarego. Obecnie wena idzie na opierdalanie się... cóż....

Moja wia 18-stkowa wyszła ładnie. Kupa rodziny, kupa kasy, którą miałam okazję wydać dzisiaj. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam taka zadowolona. O.. Chyba z pisania Prologu. No nic. Pieniążki poszły na słuchawki Phillipsa, grę która nie chodzi na tym... laptopie (w rzeczywistości podrasowana maszyna do pisania) oraz na książkę, która intrygowała mnie od dawna. Właśnie leży przede mną "Kłopoty w Hamdirholm" Wojtka Świdzidzińskiego, a nuta Radogosta zaostrza apetyt.
Co do płyty Radogosta, to nie wiedziałam że ją kiedykolwiek ujrzę. Miał być to prezent od brata, ale jako że chłopaki coś kręcili nosem,  to myśleliśmy że 3 dychy poszły na marne. A tu proszę. Brat przyjeżdża i wręcza mi płytkę. Byłam mile zaskoczona.

Siedzę teraz w Niemczu. Zmiana dobrze mi robi. Mam rowerek, iTrasha i działające słuchawki.Kot wyleguje się na pouchach, laptop doprowadza mnie do szału, a rodzinki baunsują w najlepsze. No i leci grand prix siatkarek ^^ Nie w tym momencie. W tym momencie Polacy przegrywają seta z Brazylią :P Dadzą radę. 2 udało im się wygrać.

O tak. Kochana fantastyka. Fantastyka, której me oczęta nie oglądały od pół roku. Być może 337 stronicowa książka wprawi mnie w odpowiedni nastrój :)

A we wtorek lody i partyjka Ryzyka. Ale nie we 3 tylko w 6. Będzie rudniej i zabawniej. Rozgrywka będzie się toczyła w nieskończoność.

31 egzamin z prawa jazdy. Chyba czas zainteresować się testami. Głupio skończyć na samej teorii


Kocham nutę Kontrusta. I ich teksty. no po prostu... Jazda rowerkiem i "On the Run" w uszach to jest to :)

Greetings

sobota, 7 sierpnia 2010

Żegnaj Mozillo.

Dzisiaj odpalam sobie spokojnie kompa. I krzyczy mi gadu, że nowa wersja i w ogóle jaka zajebista, że mam ściągać itpe, itde. No więc... trochę znudzona kliknęłam magiczny przycisk "aktualizuj" i czekałam aż program zrobi swoje. Nowe gg już na moim kompie. Jeje. Jest jeszcze bardziej kolorowe i beznadziejne niż wcześniejsza wersja. No ale trudno. Niech sobie ono żyje. Utrudnia mi trochę życie, no ale można to przyrównać do jakiejś mikroskopijnej bakterii, która próbuje się przebić przez moją skórę.

Następnie postanowiłam się zrelaksować i kliknęłam na pomarańczowo - niebieską ikonkę firefoxa. Już widać, jak szykuje się do startu. Komputor zaburczał agresywnie, napięły się wszelkie kable w jego wnętrzu. Wiatraczek zdawał się szybciej obracać. Już widać było klepsydrę przy kursorze. Już byłam tak blisko. Tak blisko od tej wspaniałej chwili otwarcia witryny na stronie startowej Google. Już już... Dzieliły mnie tylko sekundy od nałogowego rozkoszowania się internetem. I gdy wszyscy (ja i komputor) byliśmy tak blisko, wręcz muskaliśmy palcami otwierającą się stronę witryny.... Klepsydra zniknęła. Pozostał sam kursor. Osamotniony. Maszyneria zwolniła tempa, a ja siedziałam na krześle lekko oszołomiona, powtórzyłam całą operację. Komputer zasapał, lecz jakby skumulował w sobie energię prądu i ponownie przystąpił do działania. Klepsydra ponownie zniknęła ukazując piękno mojej tapety. Nic się nie stało. I wtedy coś do mnie dotarło. Zastanawiałam się, co zrobiłam źle? Coż takiego uczyniłam? Może mój kochany firefox, po prostu nie lubi się z gadu gadu? Jakieś ciepełko napłynęło mi do serca, więc najechałam kursorem na uśmiechające się ironicznie słoneczko i kliknęłam "Zamknij". Następnie nabrałam tchu i znów kliknęłam na lisa. Niestety. Klepsydra jak na złość zniknęła.
Jako że pomimo niedoskonałości Firefoxa, bardzo go lubiłam, postanowiłam zrobić wszystko co w mojej mocy, aby zadziałał. Resetowałam kompa, który resetowania najwyraźniej nie lubi, bo momentami jakby stawał w miejscu i cała maszyneria zastygała pozostawiając na ekranie właśnie samą klepsydrę.
No nic. Bawiłam się w reinstalację Mozilli oraz gadu, jednak i to nie przyniosło skutku.

Mój nałóg internetowy najwyraźniej sięgnął szczytu, gdyż bez kochanej przeglądarki poczułam się jakoś dziwnie obco w tym cyber świecie. I teraz... dziwnie się czuję. Jednak wiem, że obcość minie i w końcu przekonam się do nowej, bardzo przyjaznej przeglądarki.
Nowej, a starej. Ikonka widniała na pulpicie od zawsze, a jednak jej nie widziałam. Miałam firefoxa, który dumnie prowadził mnie po cyberświecie. Moje kochane lisiątko odeszło z niewiadomych przyczyn, więc musiałam skupić się na czymś innym.
I nie mówię tu o Internet Explorer, żeby była jasność. To nie ta przeglądarka.

Zapewne się drogi czytelniku domyślasz o jaką przeglądarkę mi chodzi. Tak. Dobrze myślisz Google Chrome.

Początki były dosyć oporne, jednak Chrome uśpił moje lęki. Wiele rzeczy jest podobnych jak w mozilli. Zresztą bez przesady. Przeglądarka internetowa chyba nie potrzebuje jakiejś super technologii. Wybrałam motyw do przeglądarki i choć pożegnałam się z kotem z Cheshire, to jednak z nowym motywem mi dobrze. Biel Googlowej wyszukiwarki, też nie razi mnie w oczy. Nie wiem czy wybranie tła było możliwe we wszystkich przeglądarkach, pewno tak, jednak miło mi się otwiera Googla, wiedząc że zaraz nie zostanę oślepiona bielą, lecz mm oczom ukarze się drzewo z devianta. Całość bardzo do siebie pasuje, bo akurat korona obejmuje napis Google, który podświetla się na biało, co daje całkiem przyjemny dla oka efekt.

Dość pisania o przeglądarkach :P Z Chroma jestem zadowolona. I co prawda znowu muszę się męczyć z zakładkami, które kiedyś dodałam a teraz nie pamiętam jakie to były, to i tak pasek się szybko zapełnił. A co mi się kiedy przypomni, to dodam.

Cóż. Żegnam państwa serdecznie.
Czas zacząć zabawę z Google :)

czwartek, 29 lipca 2010

Beech Forest

Dawno mnie tu nie było. Dawno nie pisałam. Teraz piszę, a co. Może potem napiszę Starszych? W sumie... moje uczucia nawet by się wpasowały do tego co czuć będzie Veronica.

Znowu chcę uciec. A to nowość. Zobaczyć nowe miejsca, poznać nowych ludzi licząc na to by ktoś mnie zrozumiał, albo był moją podporą. Co hormony są w stanie zrobić z człowiekiem. However.
Mieszają się we mnie same nieciekawe uczucia: żal, złość, bezsilność, oraz to że jestem sama pośród tego wszystkiego. Znów nie mogę liczyć na siebie? Niedobrze..... Jest mi gorąco. Gdyby można było to wszystko wyłączyć i odpalić od nowa. Zresetować.

Wczoraj było nieciekawie. Pobudka o piątej, potem jazda, miasto, wykłady, powrót o 19. Zjadłam kisiel (śniadano,obiadokolację) i walnęłam się do łóżka.
Dzisiaj nawet w miarę. Pomimo osłabienia. Im dalej w las... tym więcej drzew. Finish tego dnia jest po prostu mistrzowski.

Zrobiłam sobie dzisiaj zdjęcie swojego ryja. O dziwo. Nawet wyszło. Przynajmniej jest przeze mnie akceptowalne. That's good...

Dobra. Popiszę Szarego i lecę spać. Jutro jazda ciąg dalszy.

A Pan z Czarnego Nissana już raczej nie powróci. Cóż. Nie pierwszy, nie ostatni.

środa, 16 czerwca 2010

Turisas - Five Hundred and One

Iiiiiiii... Nic. :)

W pon prezentacja z polaka. yaay.
Odn eko konkursu,co mojego dimona naryswałam - wyróżnienie. :) Dostane długopis o ile się o nieo upomnę. O ile nie zapomnę.
Dzisiaj był wykład o Australii. Prowadził go człowiek suchar. Vilo zachowywało się niestosownie :d
My byliśmy grzeeeeeczni.
W piątek na koncert. Niuta mnie podwozi Niutomobilem :d
Yhm.. A tak w ogóle to czytam Naruta xD

A. I będę uploadować Szarego tutaj. Hope you like it. I wygłaszać szczere opinie. Może Was to nawet nie interesować ale jeśli Wam coś nie styka, albo się nie podoba - pisać szczerze. To ważne dla mnie samej i mojej twórczości. Bo kiedyś będę wielkim pisarzem, co zagina rzeczywistość. YEA.

Tak. Piłam wodę. H2O z dodatekami. ^3^

Greetings!11

piątek, 11 czerwca 2010

Finntroll - Under Varje Rot Och Sten

Ucieczka... Ucieczki ciąg dalszy. W to jedno, jedyne w swoim rodzaju miejsce. Nie muszę czytać książek naukowych, aby być no-lifem. Ja chyba już nim jestem. Jestem i byłam od dawna. A może to zwyczajny kaprys wywołany niskim stężeniem progesteronu? A może po prostu mam przewrócone w głowie? Albo po prostu się czepiam?? Może nie robię wystarczająco wiele. Może sama.....
A nie chce mi się. Chyba zaczynam woleć książki. Ta.. Książki. Nic innego mi nie pozostało.
Niby wszyscy znają... a nikt nie zna. Niby wszyscy lubią... a nikt nie lubi...

Czegoś zawsze zazdrościłam mojemu bratu. Czasem mam wrażenie, że nie miałam czego. Zresztą nie ważne.

Jestem znużona. Położyłam się niestety dzisiaj i czuję się paskudnie po tej hm.. drzemce. Nienawidzę zasypiać w ciągu dnia. Najwyraźniej wykończył mnie trochę ten tydzień. Cóż. Kolejne 5h snu.
No i w sumie. Co innego oprócz pójściem spać mogłabym zrobić? Telewizja.. o nie... Prócz telewizji? Nyrek. Ale jakoś mi się nie chce. Może trochę później. Oprócz Nyrka? Książki, które nagromadziłam. Oprócz tego mogłabym coś dopisać... Piszę tu, na blogu. To już JEST sukces. Dawno nie pisałam. Nie miałam czasu. Albo może mi się nie chciało.
Tia.. .gg świeci czerwienią. Pięknie. Zawsze.

To wszystko jest bez sensu :D Albo się ze mną żyć nie da, albo ja kurde nie wiem. A może nie ma we mnie czegoś, co jest w innych? Z drugiej strony. Czy to jest powód, aby się zadręczać? Jak mają cię w dupie, to trudno. Kiedyś będą inni. Ta, Sama w sumie mogłabym coś robić. Ale mi się nie chce. Nie chce mi się na razie niczego. Dlaczego miałoby mi się chcieć? Mam siebie. Mam Nyrka i mam książki. Mam muzykę, mam winampa. Najwyraźniej to jest mi pisane. No trudno.
Ech.. nie mam ochoty na 18. Nie czuję się w obowiązku, aby ją organizować. Nie chce mi się. I to nie jest efekt chwilowej burzy nastrojów. Nie chce mi się od dość dawna. I tak spędzę ją z najbliższymi. Rodzicami i sobą.
Mam walczyć o przyszłość. Zamazaną przyszłość. Chyba zaczynam być obojętna wobec życia. Niespecjalnie mnie bawi. To jest śmieszne. Mam zasuwać przez całe wakacje, aby zdać olimpiadę, dostać 100% z matury z bioli, potem zapieprzać przez całą 3 klasę też dla matury. Na co? Po co? Coraz bardziej myślę nad medycyną. Weterynaria w Polsce stoi w miejscu. Cuuuuuudnie. Wszystkie moje plany szlag trafił. No cóż. Jak byłam święcie przekonana o tym, co chcę studiować (czyli wterynarię) zaczęłam się zastanawiać dlaczego i próbowałam siebie wyobrazić. Słaba perspektywa. Nie chce mi się stać w jakimś maluśkim budyneczku i przyjmować króliki. Może jednak medycyna? Studia w W-wie w takim razie odpadają. Ale chyba każde inne miasto będzie lepsze od Bydgoszczy.
No dobra. Powiedzmy... zostaje w końcu światowej sławy lekarzem... I..... Co? I co z tego? Ta. Nic. Zero emocji. W ogóle nie pociąga mnie to do czego dążę. To jest jakby.. hm.. odrabianie życiowej pracy domowej. Robię, bo muszę. I wybieram przy tym możliwie najlepsze wyjścia, aby wypełnić życiowy obowiązek. Z drugiej strony... Siedzenie w domu i robota w Mc Frajerze totalnie mi nieodpowiada. Zdechłabym. Zresztą. Ileż można siedzieć z samym sobą? Wystarczy, że będę siedzieć te 18 lat.  

Uhm.................... Niech ktoś to wyłączy.............*___*

Robić to co się lubi. Chyba nie ma niczego co bym kochała. Samokrytykę mam na wysokim poziomie. Zawsze mi coś nie pasuje. Zawsze sobie dowalam, że mogłabym zrobić lepiej. Zawsze. No dobra. To zobaczymy z ta maturą... Nyrka kocham. To inna sprawa. Jednakże gra na gitarze nigdy, przenigdy nie zastąpi koni.

Dobra. Lecę popełnić samobójstwo ;)

Greetings

poniedziałek, 31 maja 2010

Dimmu Borgir - The invaluable darkness

Czuje się osamotniona. Przez 3 dni, nie ma nikogo z kim można by było pogadać na gg o czymś normalnym. Teraz uczę się chemii. Uczę się grzecznie wszystkiego....W piątek machnęłam pracę na eko-konkurs, który organizuje nasza buda, chyba... However... Zdjęcie słabe, robione komórką.
Aczkolwiek całość wygląda właśnie tak. Wątpię aby ktoś docenił moją "artystyczną wizję". Oczywiście nie muszę wspominać, że całość mi się nie podoba. Pomysł fajny, owszem, ale wykonanie pozostawia sobie wiele do życzenia. Całość robiona głównie pastelami, ew. kredką czy prowizorycznie węglem. Dlatego lubię pisać. Zdanie zawsze można zmienić. Całość zawsze można zmienić. Czasem wystarczy mieć pomysł. A w rysowaniu raczej niekoniecznie....
Tak to raczej nic ciekawego się nie działo. A. Koncert w Niemczu w sobotę. Nie było tremy. Stałam na końcu pośród gitarzystów. Co śmieszniejsze, okazało się, że Micha też jest w United Guitars ^^ Pozdrawiamy Misię, która zapewne nie odwiedzi tego bloga, no ale i tak pozdrówmy. Oh my. Nyrek doczekał się swojego pierwszego koncertu. Jestem z niego dumna.
Z biologicznego punktu widzenia spada mi [progesteronu]. Spada i spada... Pogoda jakaś nie ta... Wszystko jakieś takie wyblakłe. Jak kolory mojej pracy tuż obok.
Dzisiaj mieliśmy na polaku wstęp do Młodej Polski. Po lekcji nasunęła mi się pewna refleksja. Mianowicie przyszłość jest destrukcyjna. Biegniemy jak ogłupiali, aby ją złapać. Łapiemy ją tylko dlatego, że daje nam nadzieje, których spełnienia nikt tak naprawdę nie jest pewien. Z czasem nowe wartości odchodzą, zastępują je inne. Czy lepsze? Czy gorsze? Nie wszystkie zmiany wychodzą nam na dobre, nie wszystkie zmiany są złe. Umiar. Chyba najważniejsza granica, o której zapominamy. Nie wyobrażam sobie przyszłości, nie potrafię. Jak czasem coś można sobie wyobrazić, ma się coś w rodzaju... wizji, co dot. przyszłości, tak powiedzmy cień tej przyszłości jeszcze nie mignął mi przed oczami mych myśli. A może rzeczywiście coś w nas pierdolnie? ;> Czasem szkoda mi tego, czasem nie ma to dla mnie znaczenia. Boimy się czegoś, czego nie rozumiemy. Nie rozumiemy przepływu czasu, nie rozumiemy śmierci, nie potrafimy jej sobie wyobrazić. Nie rozumiem przyszłości i dlatego się jej obawiam. Nie w pełni rozumiem śmierć, więc nie jestem w stanie powiedzieć, że mogę nawet i jutro umierać. Czy będę pamiętać to, co przeżyłam tutaj? Jak tak o tym myślę, to trochę mi szkoda... Nawet nie trochę, bo choć to nie jest idealne, to jednak część mnie. Coś z czym dorastałam i pomagało mi dorosnąć. Coś w co wlewałam wszystkie moje uczucia, wszystkie moje wspomnienia, to jest jak kartka papieru, wciąż nowa, która ukazuje mój nastrój. I dlatego to trochę dla mnie ważne. Pytanie pewno co? Tego nie będę pisać na tym blogu. To w sumie z jednej strony osobiste, z drugiej nie, bo dzielę się tym z paroma osobami. Yhm. W sumie to z jedną... Uhm... Obecnie z nikim. W każdym bądź razie jes to jakby dyskusją z mną samą. Czasem relaksuje, czasem męczy, czasem nieznośna biel razi moje oczy. Ale tak naprawdę, tylko TO jest ze mną ciągle. Dzień w dzień, noc w noc. I odnajdujemy się za każdym razem. Ilekroć tego pranę, potrzebuję.
Sposób na samotność? Być może. Nie powiem, że nie. Może nawet sposób na mnie samą.

Tak trochę odbiegłam od tematu. Najpierw zaczynam o przyszłości, a potem nagle piszę o jakimś CZYMŚ.

Leci Ghost Love Score Nightwisha. Brakowało mi tej kapeli. Wiele rzeczy mi brakuje. Rzeczy bezpowrotnych. Żyjemy na granicy światów. Świata przyszłości i przeszłości. I oba nas niemiłosiernie ranią. Może nie zawsze, być może nie teraz. Ale taka jest moja opinia.

A jaka epoka literacka panuje obecnie? Czasy współczesne? Młoda Polska trwała raptem 15 lat. Czasy współczesne.. Rozwój techniki... Wszystko się w sobie kumuluje, aż w końcu pęknie. Nie wiem co piszą współcześni autorzy. Orientuje się w jednym świecie i być może ten nurt jest przypisany naszej epoce...?

Niech ktoś to wszystko wyłączy.

Greetings.

czwartek, 27 maja 2010

Guano Apes - Diokhan

total awesome awesome awesome awesome awesome :)

Dziś był... Dobry dzień.
Z elektorlizy dostałam 2. Ok, trudno, będzie kolejny sprawdzian, damy radę.
Updatowali Fate Stay Night!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :*:*:*:*:*
Updatowali Naruta _^_
Guano Apes - Diokhan! :*
Ogólnie przeżyłam.
Nie było fizyki.
Natchniona :)
No i... książka z chemii przyszła!!!! :D:D:D:D:D Wdzięczy się na półce :)

A teraz zrobię coś pożytecznego i nauczę się biologii. Chyba muszę wyhaczyć jakieś ćwiczenia na kostkowanie. Whoever brings the night nie wychodzi mi w odpowiedniej prędkości. Cholerna prawa i lewa ręka, która za prawą nie nadąża, albo z 5 progu nie dosięga od razu do 1. No nic... Trudno. Ćwiczyć trza.

Greetings! :)
Chyba serio w wakacje będę mangę przerysowywać >.>

piątek, 21 maja 2010

Manegarm - Mina Faders Hall

On tak uroczo krzyczyyy  ^w^

Pisać, nie pisać, uczyć, nie uczyć, rysować, nie rysować. A w tym wszystkim niespecjalnie czytać się chce. Gitara załatwiona. Nadgarstki bolą. Lewy sie momentami blokuje, prawy zwyczajnie boli. Nie tylko nadgarstek, gdyż cała ręka. Oj ciężko.
Jestem zmęczona, a tak szkoda mi czasu...

I tym wesołym akcentem zakończę na dzisiaj.
Chyba jednak porobię coś pożytecznego. Czachoqń poczeka.

Greetings

środa, 19 maja 2010

Horrory w środowe wieczory...

Tak. Jedyne co teraz leci to telewizja.
Dzisiaj kulturalnie po powrocie do domu zapragnęłam pograć na gitarze. Elegancko przestrajam Nyrka na dropa D. Kręcę, kręcę, a tu nagle bach! Nagłe muśnięcie po palcach. Struna e poszła. Poczułam się jak matka widząca, jak jej ukochane dziecko zwala się z huśtawki. Zaniemówiłam i zaczęłam opłakiwać "synka". Uspokoiłam się, zaopatrzyłam w śrubokręt i stworzyłam listę mini zakupów.
Potrzębuję:
*bateryjek alkalicznych 1,5V
* śrubokręcik. - a to na wypadek aby mieć w pokrowcu, jakby nalge przetwrniki przestały działać z jakiegoś powodu :P
Tak mam przetworniki na baterie. Ale ponoć dużo plusów z tego powodu. Nie mam porównania, ale i tak mnię Nyro cieszy :D
Whoever brings the night ciąg dalszy. Tym razem ustawiłam sobie na normalną prędkość. Jest nad czym popracować, ale to nie jest niewykonalne :D
Koeljnym kawałekim był Vicarious. Akuratnie się okazało, że Tool, podobnie jak Nightwish, do dropa przestrojony. Nareszcie zwrotka brzmiała normalnie :P
Jako, że e poszła, tak więc z solówków nici. Jakiś mini tapping w przerwach. Zabawa z metronomem , niestety niezbyt udana :P Kiedyś się tym zajmę.
Kolejnym krokiem była wstawka z Wild Rover Tyra. Coś mi nie pasowało. No tak. Dźwięk na strunie e by się przydał... No ale nic. Pobawiłam się trochę Nyrkiem i zadowolona powiesiłam go na haku :)

A jutro,... NIE MA POLSKIEGO! Jeszcze ok. 25h polskiego do przeżycia! Tak! :D Niech żyją matury! :D Ola nawiedziła mnie na gg. Wygadałam się o czachoqniu, mojej nowej maskotce.
Czchoqń jak sama nazwa wskazuje, będzie koniem obdarowanym w lśniącą, śnieżnobiałą czaszkę. Będzie wyglądał jakby się uśmiechał, więc ideolo :D
Czachoqń, to tak naprawdę Letlus - rumak króla Demonów ostatniego kręgu. No ale to akuratnie będę musiała dopracować kidyś. Tak. Letlus vel Czachoqń był, jest, będzie demonem. Jak skończę, naturalnie wstawię na devianta :)

Greetings!

wtorek, 18 maja 2010

Miedeaval Babes - Dringo Bell

W skrócie: kawałem total awesome. Tego nie da się opisać. To trzeba usłyszeć. Brytyjki są świetne. Będę musiała obejrzeć kiedyś Królową Elżbietę ^^"

Dzisiaj.......... Pierwsze 20 zł! Alleluja! Tak! Stało się. Zarobiłam.

Dziewuszka łapie. Zobaczymy co będzie za tydzień. No ale to trzeba grać. A jak ktoś nie ma gitary.. do dupa :P
Dzisiaj miałam fazę na gitarę. Auć... Moje biedne nadgarstki. Podczas pierwszego kostkowania załamałam się. Gdzie ta wyrobiona niegdyś prędkość?! No ale łapki mnie nie zawiodły. Po czasie wszystko wróciło do normy.
Dzień tańca 1 czerwca. Wesele również. I pakiet z bioli. Dobry Boże...
Ale! Dzisiaj dostałampierwszą 6 w drugiej klasie ^^ I to z biologii. Naciągnięte, ale kit z tym. Ważne, że jest. Niech żyje dyskusja. To w pracy wychodzi mi chyba najlepiej zawsze. :P

Weszłam sobie na forum gitarowe. Washburny x50 nadal są popularne. Pewno niezła gitarka. Kiedyś kupie sobie Schectera Demona Z wajchą...  
Whoever brings the night - zaliczone. Powoli zbliżam się do prędkości 165, jak jest ustawione w gp na ten kawałek. Jestem na 140. Fajnie się to gra. Baardzo ^^
Musze namówić Verenkę, aby coś ze mną zagrała Nie daj się prosić pijaweczko :D Mam znajomego informatyka, który śmigał w zespole. Pytał się mnie czy gram w jakimś..
"Nie jestem wystarczająco dobra" - pisnęło mi się. Odparł, że oni uczyli się grać w zespole. I racja. Pobrzdąkać coś razem jest fajniej, niż samemu przy gp5  
Potem wzięłam się za Frontside'a Prędkość, prędkość, prędkość. Potem tapping. Prędkość, prędkość, prędkość, wyuczenie szarpania strun, prędkość...

A potem weszłam na deviantarta. Zobaczyłam ładne zdjęcie i nasza mnie faza na szkice. W materiałach jest. teraz wystarczy poczekać kiedy się za to wezmę ^^"
Jutro znowu nic nam nie wypada. Masakra. Ej. Chwila. Czyżby nie miało być już spr z fizyki? :D:D:D:D:D Niech żyje ten, kto wymyślił czerwiec i wakacje. A właśnie. Matura z chemii. O ja niedobra.
Lecę obejrzeć maturę i zmierzyć jak nisko szczena mi opadnie jak to zobaczę :P

Greetings!

sobota, 15 maja 2010

Jelonek - Akka

Jesli ktoś lubi brzmienie skrzypiec w bardzo ciekawych wydaniach, polecam.

Nudny i przygnębiający dzień. Cioteczka miała rację. Brązy są depresyjne, nie czernie.
Nie mam weny twórczej na żaden ambitny tekst. Samo kiedyś przyjdzie. Być może. Czas dokończyć białka i wziąć się za kwasy nukleinowe. Chyba zrobię sobie kolejny kubek miętowej herbaty.

Smutek, żal, fałszywe łzy. Nie warto do końca kierować się przyszłością, jednak... Jaka ona będzie? Horyzont jest skryty, niewidoczny. Jego rysy są skryte za promieniami Słońca. Pozostają tylko wyobrażenia. Ja osobiście tego sobie nie wyobrażam. Natknęłam się na zdjątko z dzieciństwa i zastanawiam się, co ze mnie wyrosło. Nie warto o tym tutaj pisać. Nie chodzi o to, że siebie nie lubię, bo to nie do końca jest prawdą. Po prostu momentami zachowuje się tak, jak osoby którymi kiedyś gardziłam. To tak, jakby pewne wartości przelatywały mi przez palce i znikały. Zdało by się, bezpowrotnie. Ale na szczęście to nie jest prawdą.
Dzisiaj doszłam do wniosku, że kościół to fajna sprawa. Kościół z małej. Ten z dużej litery dla mnie nie istnieje. Jestem negatywnie nastawiona do duchowieństwa, do ludzi. Hipokryzja ludzka granic nie zna.... To ja pierdole taki kościół. Nie obchodzi mnie kościół z dużej litery. Obchodzi mnie budynek, który wydaje się być zimny, ale  wcale taki nie jest. Wiara to kwestia każdej osoby. Mam szacunek dla niektórych księży. W innych przypadkach, chyba szukam na nich haka. Ale w życiu są chwile, kiedy trzeba zejść z władczego, dydaktycznego tonu. Czasem należy po prostu powiedzieć parę ciepłych słów, zamiast ostrego kazania. W obliczu tragedii coś takiego by mnie obraziło. Może nie mam do końca racji, ale wg mnie granica została naruszona.

Qntal - Altas Undas. Cudowny.
Przed chwilą ktoś chciał kupić ode mnie Opla Astrę Combi. Fajnie. Gdybym miała, to pewno bym sprzedała.
I tym o to pozytywnym w miarę aspektem, zakończę dzisiejszą notkę. Białka i kwasy nukleinowe czekają.
Greeitngs.

piątek, 7 maja 2010

Kontrust - Personal Rotation

Lav crossover :D Ściągnęłam Guano Apes i się ładnie mieszają w Winampie dwa crossovery. Dzisiaj koniec słynnych warsztatów gitarowych. Skutek? Mam pracę XD Yup. Rozmowa w środę, zobaczymy ile, kiedy i w ogóle. Fajno by było. Coś tam to dziecię drogie nauczę. Raczej mnie nie prześcignie w umiejętnościach. Problem tylko jest jeden. TIME. W niemal każdy dzień tygodnia coś. Pozostaje sobota i wtorek. A szkoła jest upierdliwa.Poza tym, te całe warsztaty wpłynęły na mój stosunek do gitary :) Bardziej mi się chce grać niż wcześniej. A w niedziele na próbę do Roberta :P Przyniosę Nyrka Sylwkowi, co by mógł na aktywnych przetwornikach pograć.

Atrakcje na następny tydzień:
spr. fiza - lolz nawet nie wiem z czego i nie chce wiedzieć
spr matma - trygonometria
spr chemia - ogniwa, lolz _^_
kolokwium z fizjologii roślin. Ta. Czwartek będzie odpowiednim dniem na martwienie się o tym. No, środa
mapka gera - cały przemysł. Teraz mam w opisie na gg iż ostro zakuwam. Jak widać :D
i tyla. A na domiar dobrego nasza klasa ma w pon najwięcej lekcji ze wszystkich :D Niektórzy idą na 7.10... Pozdrawiam II grupę ;)

Jutro zacznę zgłębiać tajniki solówków i chyba zacznę pracować nad kostkowaniem. Lesson 1 - tapping. Bo to i ładnie brzmi i szybko. Będę Dżregonforsować ^w^ Warto by było się naumieć na parodię Świeżaków teehee ^w^ ^w^ ^w^ A co! No i tzw. pisk. Dunno know what's this, ale z tego co słyszałam, to chyba wiem o jaki efekt chodzi. PRzyznam iż myślałam, że można ten cały pisk uzyskać dzięki spejcalnemu efektowi a tu pacz. Dobra. Kumpela pisze w sprawie gery. A ja jeszcze coś z bioli chcę poczytać. W pon pytać będzie >.> No i moją pracę badawczą odda _^_ Już widzę te drukowane litery: ZA DŁUGA DYSKUSJA. Yea. Jestem świetlaną boginią fotosyntezy ;D

Greetings ja c'ya!

czwartek, 6 maja 2010

Kontrust - We Add the World

Mała przerwa w czytaniu :P

Od wt. uczę dzieci a-moll.Wczoraj miałam wrażenie, że same dzieci są tym zmęczone. Ale otóż stała się rzecz niesłychana. Otóż wkurzona postanowiłam wychować młodzież i żeby się w końcu jakiegoś kawałka nauczyli. Postanowiłam nauczyć ich Nirvany. A co mi tam! W F-durem jakoś sobie poradzimy, bo w tym nie trzeba poprzeczki robić zbytnio, a dużej filozofii nie ma. Jakaś trudność może być jeno z biciem.
Moje dwie dziewczyny chodzą do 5 klasy. Chyba... Jedna to taka kruszynka, więc zawsze dawałam jej Esusa. Jako, że jej zbytnio a-moll nie wychodził, w przeciwieństwie do drugiej, która szybko łapie i będzie poginać na gryfie, prosiłam ją uprzejmie aby chwyty sobie ćwiczyła. Natomiast drugą dziewuszkę zaczęłam uczyć Nirvany. Wychodzi jej. Pomalutku, powolutku. Będą z niej ludzie :D Aż tu nagle słyszę cichutki głosik. Odwracam się, a tu ta mała kruszynka, że ona też chce. Szczena mi opadła. Zapytałam nieśmiało jaką gitarę woli. Elektryczną, czy klasyczną. Elektryczna! :D No! To możemy zacząć się bawić. Została dziewuszka trochę po godzinie. Zauważyłam, że nieźle wali w te struny, co mi tam. Niech ma frajdę. No to jedziem. Gryf Nyrka chyba bardziej jej odpowiada. Ok, jedziemy z Nirvaną. Coś rytmu złapać nie mogła, więc postanowiłam nauczyć ją czegoś jeszcze prostszego. Chop Sueya. Nie bawimy się w jakieś bezsensowne bicie. O nie. Tu jest wyższa szkoła jazdy. Ciągle kostkowanie dół - góra - dół - góra - dół - góra. Powoli zaczyna jej wychodzić z przemieszczaniem palców na gryfie. Jest dobrze. Jutro załapie. A jak jej zacznie wychodzić, to zagram z nią i będzie banan na pysku :D
Tak. Cel warsztatów spełniony. Moja druga, powiedzmy pociecha sprawia sobie gitarkę w czerwcu. Jak to to drugie, to nie wiem :P Bo pewno najchętniej by sobie elektryczną sprawiła.

No. A jutro na 8:55, biola, matma, UTP - wegetacja :D A zaraz potem warsztaty. Muszę obczaić czy mi się w pokrowcu zmieści fartuszek. Pokrowiec jest pojemny. Załaduję jutro do niego teczkę z kartkami, zeszyt z matmy, podstawowe przybory licealisty: linijka i długopis, a następnie sru do szkółki. Wolę gitarę mieć przy sobie.


Z dnia dzisiejszego. Byłam z Jarem w Galerii na billardzie. Skubaniec wygrał ze mną 4:3. W jednej partii dałam mu takiego kopa, mianowicie pod rząd z 4 wbiłam. Szczena mu opadła. Cóż. Czasem mi wychodzi :P Pod koniec w Meczu o Mistrzostwo, już chyba nikomu się nie chciało :P Bille niespecjalnie się toczyły. Trza się kiedyś na kręgle wybrać. Albo raz zagrać w snooka :P Ciekawie by było przyznam.
Po billardzie skoczyliśmy coś przegryźć. W Mc Frajerze nie było niczego ciekawego, więc Dżar wyskoczył z inicjatywą i zaproponował kebaba. Odwróciliśmy się i pewnym krokiem ruszyliśmy do restauracyjki. Nie dawali na wynos. Zamówiliśmy "Kebaba na talerzu". Dobre było. Kiedyś muszę poprosić o mieszany sos :P Cholerstwo trzymało mnie przez cały dzień.

Wracam do lektury. Winamp mnie zadowala :D
Greetings!

Dżar: Zemszczę się ;)

wtorek, 4 maja 2010

Trzy dni przed powstaniem świata - Dzień 1

Powiedzmy... prototyp :P Rozpisałam się trochę. Ale dumna jestem. Nawet. Jest to coś jakby wklejka. No. To Southpark i chemia :D
Here we go:

My music

Ta... To jest właśnie to. A tak z innej beczki: gitarzysta Frontside'a jest zajebisty <3 The Project Hate pnie się w górę na mojej lastfmowskiej liście. Yay. Vakirauta prześcignęła Essex w ulubionych kawałkach O.O nice.

No. Chemia organiczna? Czy pisanko? Chemia organiczna? Czy pisanko? Limit na South park mi się skończył :P Trza czas spożytkować w odpowiedni sposób. A jest godizna 00.00 Hm... Popiszę chwilę, a potem zaczynamy cukry.

Jutro rozpoczynają się warsztaty. Przyjdzie gromada dzieciaków i będzie przysłuchiwać się memu beztalenciu. No nic. Klaudia opracuje 5/3 = 7 kiedyś rozpoczniemy próbę i może wyjdzie. At the meantime: repertuary na kolejne 4 dni:
Smell like teen spirit - proste, dzieciaki dadzą rade
Don't Cry - dadzą radę. Jedyna rzecz z jaką trzeba walczyć to płynna zmiana chwytów, F-dur i wstęp. Czyli ze wszystkim :D
Chop-suey - lekka napierdalanka, w dodatku prościutka, więc dzieciarnia się ucieszy
Nothing esle matter - chwyty. Dadzą radę. Problemem pewno będzie H7 ^^ Bardzo nie lubiłam tego chwytu.

Wiem, za dużo. Ale zawsze jakieś urozmaicenie. Witajcie brzęczące struny :D Możliwym iż trafię na dzieciaki z własnymi gitarami. Jedno takie warto by było mieć, gdyż uczniak raczej nie będzie zachwycony grą na akustycznej, z kolei gdy dam mu elektryka, to ryknie i stęknie ten, który dostanie Esusa.

Yea... A potem do domu i przygotowania do Dżarprezy. Chyba tyle na dzisiaj. A nie..
Dzisiaj spotkałam się z Roksaną. Łaziłyśmy po osiedlu w chłodny i wietrzny wieczór, zażerając lody i gadałyśmy o tym i owym. I nagle Roksana ogląda się i zaczyna się brechtać. Odwróciłam głowę zaciekawiona. Szedł facet. Facet, który minął nas sekundę wcześniej. Szedł a za nim powiewał biały ogon, czytaj papier toaletowy. Papier toaletowy długości koło 0.5 m, który wywiawał z jego spodni. Popłakałyśmy się ze śmiechu. Myślałam, że takie rzeczy się dzieją tylko w kreskówkach. A tu patrz ^^ Biała flaga, szeleszcząca, a facet wkroczył do sklepu. Ała.... :D Biedny facet.

Greetings

poniedziałek, 3 maja 2010

Kontrust - Phono sapiens znów

Kapitalny kawałek :D

A dzisiaj? Cóż.. Nic specjalnego. Granie na 27 powoli zaczyna się planować. A pojutrze warsztaty dla dzieciarni z podstawowki. Sweet. Don't Cry, Smell Like Teen Spirit i Nothing Else Matter musi im wystarczyć. Choć to i tak za dużo jak na 4 dni, znaczy 3 dni. Bo to cudo zaczyna się co prawda od wtorku, ale w ów dzień będzie selekcja. Mym zdaniem to jest troche z dupy >.> No ale trudno. Dzieciak potrzyma gitare elektryczną, zainteresuje się czymś. Trza je wychowywać :D

Dzisiaj wpadłam na genialny pomysł. Ściągnąć taba do Whoener Brings the Night. Niby rate było 3,5 ale wg mnnie tab jest całkiem spoko. However czymś się mogę zająć. I chyba mam wyższego skilla w słuchaniu :D Powolutku zaczynam odróżniać chwyty. I tak cud, że odkryłam magicznego taba na wstawke kawałka Świeżo Malowane. Przyznam, rozpiera mnie duma, bo to nawet brzmi.
"i ty sie dopiero teraz bierzesz za olimpiady ??" - text by Jaro zaraz po tym jak mu wyjaśniłam, jakie mam planu odn. pieniążków które wygram (bo jakżeby nie?!) z olimpiady biologicznej :D 

Pozdrawiamy Jara: Jaro tłum Cie kocha, czci i wielbi.

Wiem, mam zmienioną czcionkę, ale jestem zbyt leniwa aby kliknąć parę razy myszą. Minuta minęła. Można obejrzeć Southpark do końca. I LOVE KENNY :D Jak nie wiecie co mi kupić, kupcie mi koszulkę z Kennym :D I żeby był na tej koszulce żywy :P

A potem, bo jestem baaaaaaardzo grzeczna, pouczę się do olimpiady, tj. poczytam Biologię Villego i porobię notatki. Pozdrawiam Jara. Serio jestem grzeczna :) Będziesz ze mnie dumny.

Greetings tym którzy się uczą :D

sobota, 1 maja 2010

Kontrust - Phono Sapiens

Zespół crossoverovy z Austrii. Miażdży. A kobita (Polka zresztą) ma zajebisty głos. Przypomina mi to Project Hate. :D Sold! :D

Phono sapiens najbardziej mi się podoba. Ze starszego albumu. Nowe kawałki też są niezłe. Inne. Bo ileż można słuchać tych samych zespołów?


Frontside - Katharsis

Have I told you that I love them? :>
Katharsis pasuje do dnia dzisiejszego...

"(...)
Czasami myślę,
że nic nie jest takie
jakim być powinno
takie jak bym chciał

Tyle chcę powiedzieć
Lecz odwagi ciągle brak
Tyle spraw
Miliardy wspomnień

Czemu ja?
Czemu sam?
Nie wiem czy mam siłę
Stawić czoła przeznaczeniu


Tak bym chciał
Bardzo chciał
Zatuszować to
Czym stałem się kiedyś

Nadszedł czas
Moja łza
Pogrąża mnie uczucie
Niespełnienia!

A może ja?
A może ja?
Potrzebuje duchowego odrodzenia!

A może ja?
A może ja?
Potrzebuję cielesnego narodzenia!

Wolności poczuć smak!
Wolności poczuć smak!
To zmartwychwstanie (zmartwych)!
Moje wspomnienia
pochowali je
Tylko przez moment (moment)
Zakryte milczeniem
Wykreśl z pamięci swej

Zamykam oczy
Spoglądam w głąb swojego serca
(i znów czuję się wypalony)

Chciałbym spróbować
Stłumić żal
Tylko nie wiem jak!
Tylko nie wiem jak! (...)"

I tak dalej. Szkoda, że mało tabów krąży w necie. Chciałabym się kiedyś naumieć grać ich kawałki.

Tool - Vicarious

Love Tool! Love Vader! Love Dimmu! Love Frontside! Love SO MUCH PROJECT HATE! <3<3<3<3<3<3<3

Kryzys :D Kryzys rysowniczy i piśmienniczy. Głównie piśmienniczy. Gitarowy jeszcze nie nadszedł, ale jako, że przeżywam kryzys piśmienniczy, oznacza to, że niebawem dostane gitarowego doła.

Kozaczyłam na UTP - Fuck Yea. >.>

A na 27 maja mam się naumieć kawałka Świeżo Malowane. Mamy robić parodię. Nie ma tabów w internecie... Trzeba to rozkminiać samemu. Awesome, istn't it? Kawałek spoko. 5/3 = 7 Chyba tak. Na Majspejsie jest. Coś tam rozgryzłam kierując się lewym uchem i artystycznym zdrowym rozsądkiem. Mam miecha. Może się uda. Najwyżej zaciągnę kogoś i mi pomoże rozszyfrować jaką strunę mam bić.
Ta... PRzestroję się do jakiegoś droppa i jedziem. Czarno to widzę, czarno.. Trza sobie przyszykowac koszulkę z napisem : "Zbieram na lekcje gitary" albo "Zbieram na transplantację ucha" Przynajmniej publika przyszykuje się na marny występ....
Ech... człowiek chciałby być w czymś dobry a tu dupa. Już mama mnie lekko zdemotywowała mówiąc o moich umiejętnościach. No Eric'iem Claptonem to ja nie jestem....... However...

Kryzys piśmienniczy. Nadszedł. Dopadł. Czytam sobie moje wypociny i dochodzę do wniosku, że brzmi do dupy, zdania się nie sklejaja i w ogóle. Napisać fajny krótki opis. Nawet nie wiem jak wyrazić słowami zawartość tego opisu. Ech. Tak to pewno bym uciekła do bazgrania. Ale ja tylko kopiować umiem. No właśnie. Umiem tylko kopiować. I to w każdej dziedzinie. No, Szary, coś tam jest, ale też nie ma tam niczego odkrywczego...

Weekend majowy. A potem uczenie dzieci a-moll. Wcześniej selekcja i starcie moich gitar z Cygan-children. Piec, Nowy i Esus już są w szkółce. Hope, że dresy z okola nie postanowią skorzystać z okazji i się włamać. eh.. Będę topić smutki w biologii. Na Nyrku pobrzdąkałam trochę, słucham Bathorego, który w sumie leci teraz. Fanfare. Ow my, jaki zajebisty zespół. Esencja viking metalu. Czysty viking metal.... No. Wcześniej chłopaki grali black, dopóki coś się nie stało z ich wokalistą (chyba). 
Dzisiaj w szkole doszło do przełomowego zdarzenia. Okazało się, że niepozorny listonosz jest satanista. Odwrócony krzyż dumnie wisiał na jego piersi. \m/

A w III lo dzień kanału. Żal :D Pomachałam szablą i pan od wosu powiedział, że mogę na treningi wbijać od sierpnia na Węgierską ^^ Nie będę miała pewnie na to czasu.... No ale, w wakacje planuje wbić do brata i chodzić wraz z nim na treningi :D Oni tam już mają sprzęt, który mnie interesuje. Inaczej jest widzieć, inaczej czuć. Szczególnie jak planuje się opisywać walkę. Moje opisy jak to Ludek stwierdził są nudne. No dobra, wyraził się tak w przypadku jednego opisu. Hanka z kolei zawsze pisze że super lecz jak czasem usiądę i przeczytam to co napisałam, to aż mnie żal bierze, że ośmieliłam się coś takiego wysyłać. 

Mam za sobą koło 5h snu. Łącznie z popołudniową drzemką. A mimo to nie chce mi się spać.
Zastanawiam się nad rzeczami, które mogłabym zrobić.
Mogę coś napisać. Hm. Reedycja Mantikory, którą pewno rozbiję na rozdzialiki, albo i nie.
Grać w Moun&Blade. Czeka mnie bitwa: ja i moich 70 luda versus 500 Veagirów, którzy czają się na zamek Tibault.
Biologia - wiązania chemiczne. Nuda. Ale warto to sobie odświeżyć.
Oglądać Southapark - yy... nie, muszę czekać 50 min na megavideo, a nie chce mi się odłączać routera i znów podłączać ^^"
To chyba tyle. Te trzy są kuszące. Ale nie mam klimatu na Mantikorę. Chociaż................ gdyby pokombinować ze światełkiem.... Whatever.

Greetings dla tego, kto to przeczytał.

PS I LAF KENNY <3

wtorek, 27 kwietnia 2010

Skoro już mam tego jpga....

Zdjęcie wykonywane za pomocą komórki, więc nie krzyczeć, że słabej jakości!
Ta... Tło, zaburzona proporcja, koślawość, krzywośc etcetcetcetcetc... Ale jest.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

The Project Hate - Weep / Korpiklaani - Vesilahden

Zaraz zmienię kawałek. A Weep też fajny.
Ostatnio odczuwam jakąś dziwną potrzebę alienacji. Zwalam to na hormony, drżąc ze strachu, że to jednak nie moja osobowość. Tak na prawdę to przestaje mnie to obchodzić (kolejne potwierdzenie na to, iż jest coś nie tak)
Nie będę się rozpisywać o pracy badawczej, gdyż może Verenka to przeczyta, a raczej nota o moich wrażeniach nie zachęci jej do dalszej lektury.
Jako, że nie mogę się oprzeeć.... :D
Powiem w skrócie: za dużo informacji, za dużo bałaganu. Gdyby ctr + f działał do wszystkiego, ale to absolutnie wszystkiego. Świat byłby prostszy. A tak to trzeba szukać... Jutro dokończę resztę dyskusji, którą potem będę dopieszczać. Następnie wezmę się za streszczenie i wstęp, od czego w sumie powinnam zacząć, ale to jest robota na 5 minut. Wykresy też mam, więc pozostaje mi tylko dane wprowadzić i koniec. Zdjęcia zapewne w środę. Musze uświadomić Roberta i przygotować khem khem... sprzęt. Już widzę jak się turla ze szczęścia, jak zobaczy "aparaturę". W każdym bądź razie model na zdjęcie musi być. Nie wstawię fotek z pomysłowym zastosowaniem lampy... A... latarka... Byłabym zapomniała...
Karotenoidy, chlorofile. Niech żyje wiki. Dzięki niej i zwalonym kserówkom jestem mistrzem barwników fotosyntetycznych.
Dzisiaj postanowiłam się wziąć i reanimować iTrasha. Brat miał świętą rację. Cokolwiek by to nie było. Apple to syf. Większego syfu nie ma.
Ejmen. iTrash raczył odtwarzać muzykę. Alleluja! Salva nos! iTunes nadal go nie łapie. Yhm.. iTunes chyba nie istnieje na moim kompie gdyż w przepływie furii go usunęłam. A nie. Paskudna ikonka wdzięczy się na moim ekranie. Czyli nie łapie. Syf. Trzeba iść do sklepa i naskarżyć. O ile gwarancja... jest aktualna. Jak nie, to bida........ -____-" No nic. Kiedyś sobie zarobię. I kiedyś wymyślą pojemne odtwarzacze mpx.
Dzisiaj spytałaby mnie Szata. Szata wzięłaby mój konspekt i oceniłaby go. Ale nie zrobiła tego. Ból głowy i mdłości z powodu przeżarcia + ogólny brak chęci na cokolwiek sprawiły, że zostałam oszczędzona od tego przywileju. Kolejny polski pono 10 maja. Wypada aż 10h tego zacnego przedmiotu (włącznie z dzisiaj). Pozostanie koło 30. To raptem 6 tygodni. Damy radę.
Mój pokój wygląda jak istna kartkowa burza. Biologia tu, biologia tam....
Arturia leży nietknięta. Zajmę się nią w weekend. Może. Wiem co poprawić. 4 maja popijawa w Vedze, 4 maja początek warsztatów dla dzieci z podstawówki. Ja i moje umiejętności paskudnie wepchniemy się niczym osobistości z ulicy i będziemy nauczać. Ta.... Nauczać tych nieszczęśników, co nie trafili lepiej. Przyznam szczerze, że jestem niczym Eragon stojący tuż obok Tolkiena, albo Sapkowskiego. Na Twoje Verenko: niczym Zmierzch stojący pomiędzy tomamy kronik wampirów Ann Rice. Ta... Awesome, isn't it?
Chyba na tyle. Zapraszam do angielskiego wydania bloga.

Greetings

sobota, 17 kwietnia 2010

Medieaval Babes - Essex

Tak mnie wzięło. Jest to zespół z UK. Śpiewają pieśni religijne etc. w najrozmaitszych językach. Od łaciny, po walijski czy francuski. Poza tym utwory te zachowują swój charakter i brzmią tak delikatnie :)

Wczoraj byłam mile zaskoczona. Wiedziałam, że czas wejść na mangafoxa. Fate Stay Night, kolejny tom został dodany :D Finally. Fajnie, że manga ma być inna od anime, choć w sumie nie wiem czy dobrze, bo pewno zakończenie mnie mówiąc niecenzuralnie - wkurwi. No ale trudno. Kreska cieszy oko :)

Medieaval babes w połączeniu z FSN oraz do tego jeszcze soundtrackiem z... - cholera nie pamiętam filmu, w każdym bądź razie kompozytorem soundtracku jest James Horner - zainteresowały mnie mitologią celtycką. I co prawda ściągnęłam starsznie żałosną wersję tej "mitologii" (już mity słowiańskie są bardziej rozbudowane). Będę musiała to kiedyś przeczytać. Tak by się przydało, don't ya think?
Kultura Anglii sprawiła, że narodziła się nowa bohaterka w Szarym Jednorogu. Jak większość postaci, powstała bez powodu, i właśnie powód jej egzystencji w Szarym wymyślam. Dziewczynka zowie się Alanora i gdy tylko skończę rysować Saber zapewne i za nią się wezmę, bo co tu ukrywać, Alanora ma swoje korzenie w bohaterce FSN. Można się domyślać kim Alanora jest, bądź kim się stanie. Whatever. Nie dbam o to. Czysta inspiracja, z której postaram się wyhodować coś ciekawego.

Moje moczarki moczą się w wodzie. Czekają aż pewnej nocy (tj. dzisiaj) napromieniuję je światłem o poszczególnej barwie, a potem zacznę liczyć pod lupą ilość uwolnionych pęcherzyków, których średnica równa się 0.25 mm Nie ma to jak być biolchemem. I do tego spr w poniedziałek... Niektóre rzeczy mnie przerażają, ale staram się w jakiś sposób siebie wychować. Praca praca i jeszcze raz praca. Bo ile można siedzieć i grać w M&B, albo oglądać tv, czy rozwiązywać pasjansa... Potem zostaje Nyrek i reszta, lecz mam ważniejsze sprawy na głowie.Tak więc muzyka, twórczość i bazgry czekają, aż łaskawie się nimi zajmę po oddaniu pracy badawczej. Tak liczę czas. Kiedy ten sprawdzian? Ach... Tydzień po oddaniu pracy badawczej. Spotykamy się dzień przed oddaniem pracy badawczej? Etc. No nic. Może świruję, ale nie lubię czegoś takiego. Whatever.

Tak więc słucham sobie muzyki, coś tam czytnę z mondrych książków dla studentów i postaram się zapamiętać. Problem w tym, że mi sie nie chce :P Z kolei siedzenie i gapienie się w sufit też nie jest ekscytujące... No nic. Ładny dzionek zbliża się 19. Chyba wystarczająco na dzisiaj.

Greetings

sobota, 27 marca 2010

Jest prześlicznie

Jest prześlicznie :)
Mianowicie:
* Mam tapetę taką, jaką chce :)
* Mam dzwonek taki, jaki chce :)
* Napisałam rozdział III w Szarym Jednorogu i jestem z siebie zadowolona :)
* Nauczyłam się grać kawałek Nirvany - Come As You Are - :)
* Dimmu Borgir wychodzi mi coraz lepiej :)
* Nie zdołowałam się pogodą :)
* Nie zdołowała mnie nieumiejętność rysowania z pamięci :)
* Nie zdołowała mnie pogoda :)
* Nie zdołowało mnie nic prócz szkoły :)
* Nie wkurzyła mnie moja klawiatura, która w tym momencie robi różne dziwne rzeczy :)
* Leci - Into Your Light 0 Leaves Eye's :)
Dobrze jest. Jest wspaniale. Jest prześlicznie. Wszystko zmierza ku lepszemu. Wystarczy chcieć i potrafić chcieć. Właśnie żuję gumę i nie przejmuję się pracą klasową z polaka, ni pracą badawczą z bioli, ni tym że moja kochana żółta kosteczka gdzieś się zagubiła. Jest wspaniale. Po prostu prześlicznie. Szary Jednoróg jest moim życiem, moją ładowarką :) Dzisiaj koniec chaptera III. Teraz trza poprawić Mantikorę, oraz Rozkaz, a potem napisać kolejną reedycję do chaptera IV i V. No, a potem... :D Można iść dalej. Wędrować przez prześliczne krainy Kharasu i wymyślać kolejne legendy, kolejne prawa. Jest prześlicznie. A dlaczego miałoby nie być? Zaraz wezmę relaksującą kąpiel. I też będzie prześlicznie. Jakże może nie być? A może przed kąpielą zajmę się Mantikorą? Brzmi kusząco. O. A po kąpieli poszperam w biurku brata i poszukam jakiegoś zeszytu A4 w kratkę. Jest prześlicznie. Dlaczego miałoby nie być? :)
I takim o to, pozytywnym zresztą aspektem, kończę tę, jakże krótką notkę.

Greetings :)

sobota, 20 marca 2010

Sobota :)

Hiho Everyone!

Dzisiaj dużo się działo. Pierwszy raz w życiu byłam na szczelnicy w BDG - Śniadeckich 32, schowana po lewej stronie za drzewami - i poszczelalam troche. Najfajniej było z KBKSa, najgorzej z Winchestera, najciekawiej z Shotguna :P Shotgunem 2 razy strzelilam w sklepienie, no ale coz :P Śmierdze prochem, ale dobrze mi z tym. Przyznam (a co!) ze jak na peirwszy raz to niezle strzelalam i bede musiala sie staruszkom pochwalic. Zgarnelam do dom uwszytskie tarcze :) Tak w ogole, to jak dacie mi gnata to mozemy isc wszedzie po zmroku. Fajnie tak postrzelac. Rozladowac sie mozna, no i zawsze cos wiecej do zyciorysu :P

Po szczelnicy na probe o godzinie 16. Spozniona... ale nieznacznie. W ogole bedzie koncert United Guitars w Niemczu 29 maja, wiec serdecznie zapraszam! Będę ja, bedzie Nyro, bedzie warto :D
Niektore rzeczy udalo mi sie spieprzyc, no ale zawsze sie lapki trzesa, wiec po 2 kawalkach sie uspokoilam. Musze wiecej cwiczyc... oj musze... Jak widzialam chlopakow mlodszych ode mnie, co smigaja na gryfie az milo, przyznam zrobilo mi sie glupio.. Trza cwiczyc cholera. Jako ze gram an elektryku, to mialam swoje 8 taktow.. Coz.. ja na pentatonice, inni robili cudy niewidy, ale chyba nie zrobilam takiej siary. Zreszta widac ze zoltodziob ^ ^" Dobrze chociaz ze umiem grac na stojaco :P
Dostalam kopa. Po probie, po koncercie Roberta, ogolem dzisiaj. To byl dobry dzien. Wypelniony, a ile wrazen. Pragne pozdrowic Ludka, no i wszytskich zreszta :P
Musze wymyslic jakas solowe na tego bluesa >.> Pentatonika pentatonika, mam dzwieki, trza je kurde wykorzystac i zrobic cos z niczego :) Taka filozofia gry na gitarze w koncu, pisaniu czegos, oraz rysowaniu.
Greetings! :)

wtorek, 16 marca 2010

Dobry dzień dla naukowca

Hiho everyone!

Jak w temacie. Dzisiejszy dzień nie był aż tak bardzo upierdliwy. Lubie wtorek. 2 biologie :D
W końcu mam na iTrashu coś, czego nie przesłuchałam 100 razy, nie spytała mnie z polaka ani z bioli, z histy nawet coś napisałam na spr >.> No ale po kolei.
W weekend byłam u brata w Wawie. Lubię W-wę. Nie wiem. Jest to jakby symbol wolności... W kązdym bądź razie świętowaliśmy 27 urodziny brata. Matce się popieprzyły roki oczywiście :P Zjedliśmy torta, pograliśmy na konsoli, pojeździliśmy po W-wie i weekend minął. Dnia następnego, czyli poniedziałek przywitała mnie biologia. Poszło. Fotooddychanie. Potem o zgrozo mieliśmy polski. I jakaż wspaniała niespodzianka. Dostała dst za aktywnośc na lekcji O.O Ja przepraszam, za co? Czasem Szata gapi się w moje oczy, nie wiem... Wyczytuje z nich moje zainteresowanie lekcją? No bo zglosilam sie zlaediwe parę razy, jak mnie o coś pytała to też za bardzo nie wiedziałam co powiedzieć, a tu proszę! 3! Jak dają, trza brać :>
Potem nie było już tak ekscytująco. Poszłam spać i... obudziłam się o 6:18. Nie ma to jak myśl o 5:00 "Nieee... jeszcze 30 min... wale ide spać dalej" I potem delikwent budzi się o 6, za 6 minut ma autobus i rodzi się pewnego rodzaju problem. Pojechałam taryfą. Jeszcze by mnie z bioli spytała na kolejnych lekcjach >.> No. A po bioli i polaku wos. Mnie i Omenowi udało się na tyle wychować Ludka, iż ten sam z siebie robi na prasówkę. Trzeba mu kupić czekoladę czy cuś... Po wosie hista i spr. Nie czytałam, nie chciało mi się. Izi zawsze nam daje pyt na geniusz, które polega na tym, że sami sobie wymyślami zadanie. Walnełam opis miecza jednoręcznego i dwuręcznego z wagą i długością. To już są takie pierdoły, no ale niech się chłopak cieszy i przyzna mi parę kt aby pozytywna była ^w^
No, a teraz w domu. PRzez cały dzień nękał mnie utwór zespołu The PRoject Hate. Kiedyś miałam, teraz nie mam, więc postanowiłam skorzystać z dobrodziejstw interneta i ściągnąć. Za 6 torrenten się udaje. Ściągam dyskografię. The Project Hate grał gdzieś w okolicy roku 2000. Niezbyt znany zespół. Wszystko jasne? Jedyne na co mogłam liczyć to peery, których nie było, aż tu nagle patrz! Pojawił się seed. Moja radość nie ma końca i gdyby nie to, że jestem zmęczona, to był pewno wyła z radości.
Dzisiejszy dzień był pełen niespodzianek. Tata podłączył laptopa do internetu. Woaoaaah! To już wyczyn, bo tacie niespecjalnie udaje się monitor wyłączyć, a tu nagle... taki wyczyn. Nie mam się z podziwu. Moje staruszki nie są aż tak strasznie atechniczne jak to się wydaje. No. Za minut 24 powinnam iść spać. Tak więc zmyję z siebie pot, spakuję plecaczek i oddam się na spoczynek, aby jutro o brzasku powitać kolejny dzień...

C'ya

piątek, 26 lutego 2010

Polskie szkolnictwo sięga dna....

Cholera. Dawno mnie tu nie było. Przyczyną niepisania bloga jest min. szkoła, brak chęci i natchnienia.

czwartek, 11 lutego 2010

Chcę uciec. Uciec od tego popieprzeństwa zwanego życiem.

poniedziałek, 8 lutego 2010

;3

Hiho everyone!
Dawno żem nie pisała, ale jako że jutro sprawdzian, a mnie sie zwyczajnie nie chce uczyć, tak więc pozwolę sobie na jakąś krótkawą notke. Jutro spr z biochemii, pytania zamkniete. Trzymać kciuki. Żeby nie sprawdzał mojej nieistnieącej prasówki z wosu - też. 19-20 biwak szkolny. Dla niezorientowanych - noc w szkole z nauczycielami wosu, histy i gery. Będzie awesome. Oni tworzą mieszankę wybuchową i podejrzewam że będą tyrac biednego Pro-rocka (new ksywa Iziego). Moja mama hm. Zamarła a potem zrobiła rotfla na stojąco. Ten paradoks coś znaczy, bo przyznam że z Omenem długo brechaliśmy się w autobusie i teraz każde z nas ma umieszczonego Pro- rocka w opisie. :D
4h snu nie wystarczą. O nie. Dzisiaj zwyczajnie padłam, i szkoda że nie zrobiłam tego od razu po przyjściu ze szkoły. No nic. 3h biochemii i lulu. Od jakiegoś czasu, kiedy wydmuchuję nos, widzę czerwone strużki. Takie malutkie, jednak nigdy wcześniej  nie pękały mi naczyńka >.>

Szkoła Cię wzmocni i sprawi, że odkryjesz w sobie coś, na co nigdy nie zwracałeś uwagę. Np. mam cholerne szczęście. Jeszcze żyję. Byleby przeżyć jutro. Czyli spr z biochemii. No dobra, przejmuję się. No ale 40h w szkole + nauka, która swoje trwa... a ile mi płacą? TT_TT Ano właśnie. A ja chcę poczytać książkę, pograć na Nyrku i Geju, popisać, pobazgrać nawet! Właśnie. Czas skończyć Natalie. Zeskanuję i wstawię na da. Cieniowanie twarzy nawet mi wyszło. ^_^
Wiem, wiem. Mam lekki orgazm. Zażyję teiny i naładuję moje baterie herbaciane, aby zająć się biochemią.

Niechaj bogowie mają mię w opiece! Módlcie się uczniowie i niechaj złote błogosławieństwo spłynie potokiem na nas wszystkich!
Hajda!

piątek, 29 stycznia 2010

Głupi dzień

Budzisz się rano, podziwiasz poranek. Wszystko jest jasne, na zewnątrz pada śnieg. Nie masz żadnych problemów, zajmujesz się codziennymi sprawami. Wszystko zdaje się być dobre, układa się po naszej myśli. I nagle.. Coś się skończy. Schodzisz jakby nigdy nic schodami, aby wyjść na zewnątrz. Zerkasz w lewo, na coś, co jest twoim obowiązkiem. I nagle. Stoisz jak wryty. Otwierasz usta. I nagle nie ma już obowiązku. Mówiąc niemalże obraźliwie - problem rozwiązał się sam. I nagle coś, co odkładałaś na tak długo, coś co cię niby interesowało... Ach... szkoda słów. Jestem zmęczona tym wszystkim. Jestem zmęczona i przerażona, że pozwoliłam na coś takiego. Nie pomogą tu żadne usprawiedliwienia, gdyż wiem, że to moja bezpośrednia wina. A jeśli nie wina, to co innego? Gdybym robiła to, co do mnie należy, może los potoczyłby się inaczej i ten dzień nie skończył się dla mnie w taki przykry sposób. Głupi dzień. Dzień wyrzutów sumienia, spowiadania się przed sobą. Dzień przejrzenia na oczy. Nie jestem odpowiedzialna. Zawiodłam siebie po raz kolejny. Nie mogę na siebie patrzeć. Nigdy nie przypuszczałam, że jestem do tego zdolna. Zawiniłam ja i nikt inny. Zawiodłam jego i siebie....

sobota, 23 stycznia 2010

Atrasus :)

W końcu. Czekałam na niego tak długo. Już myślałam, że się nie doczekam, albo że przepadł gdzieś w garażu, zatknięty pomiędzy wilgocią a na wpół żywymi od mrozu myszami. Ale jest. Mój. Prywatny. Handmade. Atrasus. Na razie nie wygląda, no ale może niedłuugo... Coś trzeba zrobić z jelcem, ponieważ się rusza i potrafi się przesunąć o parę centymetrów na rękojeści. Zastawa. Z jednej strony ostrze, z drugiej nie, ale z tego co widziałam po oznaczeniach ołówkowych mojego brata, oznacza to, że tak chyba miało być. Dalsza część głowni: Brak zbrocza, sztych przypomina mi te u katany. Ale dla mnie są to tylko szczegóły. Nic nie znaczące. 115 cm zaczynając od końca sztychu, a kończąc po rękojeść, która nie posiada głowicy. Moje maleństwo :) Teraz wystarczy ładnie pomalować. Gdybym miała skórę, to bym nią rękojeść oplotła. Na razie muszę zająć się czymś, co jestem w stanie jeszcze zrobić, czyli zlikwidować problem latającego jelca.
A potem małe konsultacje i zaczynamy malowanie :)

piątek, 22 stycznia 2010

"Trzy dni przed powstaniem świata" cz.2

Know know. Są błędy. Zapraszam na krótką część drugą.

czwartek, 21 stycznia 2010

"Trzy dni przed powstaniem świata"

 Hanku strefa zakazana ;>
I tydzień powoli mija... Szkoda. Dzisiaj miałam ciekawy sen o tym, że pisałam mapkę z gery i nie wyrobiłam się w 5 minut, no i dostałam 1 i płakałam żałośnie, dopóty, dopóki się nie obudziłam. Byłam z Jarem i Anią na łyżwach Łyżwy mnie nie kręcą... Jak basen zresztą. Fajno jest pojeździć, fajno jest popływać, aczkolwiek... konie to nie są i nigdy nie będą... 
Następnym punktem wycieczki był Empol i Jarek doznał szoku. Cóż... W ciągu ostatniego tygodnia z kawałkiem łykłam książkę 800 stron, teraz zaczynam kolejną trylogię... Ale o tym za chwilę. Gdy w końcu upchnęliśmy się do tramwaju zmierzyliśmy ku Galerii Pomorskiej. O godzinie 11 teoretycznie powinniśmy zacząć grę w billard :P Teoretycznie. Praktycznie gra rozpoczęła się godzinę później z winy pewnego fotografa, który miał zamknięte swoje miejsce pracy i otwierał o 11. Groch w końcu przybył, no ale wykorzystaliśmy udostępniony czas na Macżarcie i oglądanie rybków w Aligatorze. Wygrałam w drużynie z Anią 6:3 :D Mwahaha. Jaro niech się schowa i nie zwala winy na Grocha. Ja Anię grać nauczyłam. Skoro on nie nauczył..? Jego sprawa :P Okupowaliśmy stól z... 3-4 godziny aż w końcu Groch nas opuścił i sami postanowiliśmy wracać do domu. W tramwaju kasowniki nie byłyy czynne. Oczywiście przybyli kanarzy. Panowie uprzejmie sprawzili bilety i se poszli. I to w zasadzie tyle emocji na tamten dzień. 
Wczoraj zaś przybyli do mnie Jarek, Ania i Ludzio. Mieliśmy oglądać filma. Takie było założenie naszego spotkania. Film szwedzkiej produkcji o Arnie Templariuszu, Miłośc i Krew jak mówił podtytuł. Tam było więcej miłości aniżeli krwi, aczkolwiek odrąbywane członki, piękne szweckie krajobrazy, oraz sierotliwość głównego bohatera by6ła urzekająca. Poza tym, film zyskał plusa, gdyż był zaskakujący. Chociażby: Pojedynkował się ojciec Arna z jakimś tam łebkiem, który twierdził że ludność narusza jego terytorium. Po mym pokoju rozległy się głosy, że już po tatusiu bohatera. A tu nagle. Ni z gruszki i pietruszki Arn wychodzi do walki. Z lekko otwartymi ustami machnęliśmy ręką i czekaliśmy aż chłopak zaciuka drania. Nie zaciukał. Za to odrąbał kolesiowi rękę. To też było urocze. Druga urocza sytuacja polegała na tym, iż Arn pędził na swym pięknym koniu fryzyjskim pod góre, rozwijając zawrotne prędkości i nagle bach. Walnął głową w gałąź. To było bezbłędne.
Przed włączeniem filmu przybył Robert z pustakami aby im coś na plakat z ery wydrukować. Wydałam Omena który powiedział, że Anna z jakimś chłopakiem przyszła (Dżarem). Podpuściłam go i potaknęłam, na to Robert: "Ja mu współczuję ^ ^" Jaki był efekt? Ania z szerokim szatańskim uśmiechem na twarzy i szczyptą chęci totalnej rzezi powitała Roberta. Dla mojej drukarki wydruki wyszły na dobre. Tusz mi nie zaschnie :P
Jutro mieliśmy iść na sanki. Nie mogłam... Jarek za to planuje coś z organizować i z radością mi wyjawił, że Arn 2 ściągnie się za 10 minut :P

Odnośnie książek. Zainteresowała mnie Trudi Canavan - autorka Trylogii Czarnego MAga. Przeczytałam Prequel. Nie byłam jakoś totalnie zachwycona. I teraz jak zaczęłam I tom trylogii sądzę, że autorka po prostu nie włożyła w "Uczennicę Maga" tyle serca. Jednakże... historia podobała mi się. I warto było dowiedzieć się jak pewne rzeczy widzi jakaś autorka :P Czasem lubie sobie zerknąć na ostatnią stronę i objąć wzrokiem jakieś zdanie. Jak przeczytałam opowieść do końca stwierdziłam, że byłam o milimetr od mega spoilera. Takie szczęście mam tylko ja :D
No. A teraz I tom - Gildia Magów. Historia wciąga i jestem bardziej zadowolona. :)

Szary - rozdział IV - ukończony. Jak będę miała natchnienie zacznę V. No, a potem kolejne rozdziały i wciąż do przodu :)

Greetings

piątek, 15 stycznia 2010

Feeeeeeeeeeeeeeeeerieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee

Hai! Ferie. Cóż za wspaniała nazwa... Choć mój pesymizm wciąż przypomina mi o tym, że skończą się równie szybko, co zaczęły, to i tak nic nie zepsuje mi zanadto humoru. PMS jest straszny, a co po nim, jeszcze gorsze.

Na hiście mieliśmy zajęcia z naszym panem od wosu, który zresztą uczy również historii w naszej szkole. Należy on do bractwa szlacheckiego. Fajne są bractwa... Pełno ludzi z pasją, który mają frajdę z tego co robią. Niestety przez swoją niesmiałość nie podeszłam i nie zapytałam, czy nie mogłabym jego szabelką pomachać... No nic... trudno. Na dniu kultury będzie taka możliwość zapewne :)
Od pewnego czasu prowadzę taką mini listę rzeczy, które postaram się mieć, jak tylko przyszłe finanse mi na to pozwolą. Gitara jest odhaczona, nie ma co.

- Lira korbowa - damy radę... Najwyżej do Niemców kiedyś pojadę :P
- EP 90 - choć raczej w formie oprawionego wydruku z tym pistoletem.
- Szkocki Claymore, albo inny Two-handed sword.

Niekoniecznie Claymore, bo równie dobrze może być flamberg albo espadon, jednakże fajno, aby wąsy i ricasso było :P Mój tatuś oczywiście mnie skrytykował, że po co sobie taki kupić. Dla frajdy, żeby wisiało, żeby tym pomachać, kiedy przyjdą trudne chwile i żeby zrobić mnóstwo zdjęć w nim w toalecie i wstawić na NK... No dobra... bez przesady. Mieczami dwuręcznymi zainteresowałam się znacznie wcześniej. Jest to świetna broń, którą może pokonać chyba tylko i wyłącznie szabla. Nie trzeba ich ostrzyć, bo po co. Jakby się tym oberwało z całego impetu z łatwością można zmiażdżyć kości, bądź posłać przeciwnika do grobu. Prawda że fajnie? Ach.. ile na kartach historii jest tych wspaniałych rzeczy. Lira korbowa ma tak zajebisty dźwięk, że nie da się tego porównać do niczego innego. Ok, gitary w sumie też nie porównasz, no ale lira, ma brzmienie takie magiczne, urzekające wręcz. Kiedyś hen hen daleko za latami może sobie taką załatwię i spróbuję pobrzdąkać. :)
Obecnie siedzę sobie i słucham kawałka Eluveitie Thousandfold. Na początku tak jest, że jak się zna inne, to niektóre utwory nie rozkochują od razu. No ale, za tym piątym odsłuchaniem, zaczynamy czuć klimat, aż w końcu zaślepieni muzyką będziemy słuchać tego na okrągło. Czuję powód do dumy - teledysk kręcony w Polszy :D Eluveitie jak Eluveitie, przenoszą w piękny świat, o którym się już nie pamięta. :)

A "Szary" - nietknięty. Nie czułam klimatu - za bardzo... Zresztą wiele rzeczy nagle przestało mi się podobać i jakoś nie miałam ochoty kończyć tego, co zaczęłam. No ale postaram się coś doskrobać i zamknąć ten rozdział. Nie sądzę, żeby był on super hiper, i chyba wiele rzeczy będzie wciskanych "na siłę" no ale postaram się ponaprawiać niektóre rzeczy. Najważniejsze, żeby mieć zarys fabuły, a gdy skończę całą tą opowieść, zacznę ją pisać jeszcze raz, żeby była bliższa ideału, po przemyśleniu ważnych spraw i poprawie błędów. A nuż coś wymyślę, coś co będzie można dodać. I może historia ta będzie jeszcze piękniejsza :)

piątek, 8 stycznia 2010

Atrasus, Altarius et Altoreus

 Odnośnie mojej książeczki :P Tak Hanku, to jest spoiler, więc proszę Cię abyś nie czytała. ;>

środa, 6 stycznia 2010

wink :3

Bilety na Pocahontas w kosmosie 3D zamówione. Niedziela godzina 13:30, zaś w sobotę Templariusze, o ile ściągnęłam dobry film. ^^" Sprawdzę to jeszcze dzisiaj.
A teraz trochę z innej beczki. OST ze świętych z Bostonu przestał na mnie działać, więc postanowiłam skorzystać z propozycji samej Nokii. Nie było to trudne zadanie. Sprawdzenie jaki dzwonek Cię wkurza najbardziej nie jest trudne :P
Olaboga. W Dragon Age'u zaczyna się coś dziać. Chyba w niedzielę zakupię sobie kolejne książeczki i zajmiemy się światem Trudy Canavan. Następnie myślę, że sięgnę za Pratcheta. Przygody Jakuba Wędrowycza poczekają na mnie jeszcze jakiś czas. Wczoraj w nocy wykoncypowałam jak potoczyć dalej fabułę w starszych :) Jestem w miarę happy, ponieważ będę mogła zmienić jedną rzecz, aby brzmiała bardziej logicznie. I tak powolutku, rozdział III będzie ukończony i będę mogła sięgnąć, za rozdział nr IV. Potem V-teczka i... brak koncepcji ^ ^" Na pewno mój chory umysł coś wymyślni, szczególnie po przeczytaniu paru książek. W każdym bądź razie, mam nadzieję, że z tymi dwoma chapterami wyrobię się do ferii. Olaboga.. Ferie bez Verenki :( Komuś tu dobrze, bo wyjeżdża w następnym tygodniu. Cóż... Nie narzekam, gdyż mnie w tym tygodniu w szkole nie będzie ^^" Ach.. nie ma to jak laba. Ale mam powód. To pieprzone przeziębienie-grypa ciągną się za mną od dłuższego czasu. Szale przelał mój brat. I takim oto sposobem w mym małym organizmie wciąż toczy się wojna. Obecnie przy każdym ruchu boli mnie odcinek lędźwiowo-krzyżowy, toteż jestem przeszczęśliwa. Tyle na dzisiaj. Czas się zabrać za mój kochany Kharas :P
Stali na niewielkiej skarpie. Wszyscy razem. Podziwiali przepiękny widok olbrzymiego lasu, który rósł gęsto tam w dole. Rozłożyste korony drzew tłoczyły się wokół siebie, tworząc nierówny ciemnozielony dywan. Legra przyglądała się widokowi z uśmiechem, przebierając nogami w powietrzu. Siedziała na samym końcu skały i rozmarzona wpatrywała się w odległe szczyty gór. Niedługo tam będą, a potem wystarczy przebić się przez śnieg i znajdą się nad Białym Jeziorem. Dziewczyna mocniej ścisnęła swój miecz dwuręczny. Jeszcze tylko parę tygodni...
Odwróciła się do swoich przyjaciół. Gred krzesał ogień, Hasanel siedział na drzewie i w swój elfi sposób podziwiał okolicę. Natalie oparta o drzewa śledziła poczynania krasnoluda. Płomienie w końcu zaczęły tańczyć w ognisku. Jeszcze parę tygodni... - pomyślała Legra.

Takie coś nicoś. Można powiedzieć ze fragment Szarego, a raczej już nie Szarego, gdyż to będzie w tomie drugim, albo trzecim...
Kredki Derwenta można kupić w Empolu :D Hip hip - hura! Nie będę musiała wysyłać głupich zamówień do Szalarta, gdzie koszt dostawy przekracza wartość samej przesyłki.
A na gitarze.... Gamy. Dostałam kserówkę i można się zacząć bawić teorią muzyki. Dzisiaj co prawda nie dowiedziałam się wielu rzeczy odkrywczych, ale zawsze warto sobie co nieco wspominać. Mam nadzieję, że III chapter Szarego zdołam napisać jeszcze w tym tygodniu. Mapka nauczona, wystarczy sobie powtarzać (ach, niech żyją gry online). Data wyjścia do kina na Pocahontas w kosmosie ustalona. Problem w tym czy iść na 3D czy nie. Brat poleca 3D, bo ponoć efekty są super i warte obejrzenia. Spać mi się chce nawet trochę. Muszę się zmobilizować i przyzwyczaić do wcześniejszego wstawania. Święta, że tak powiem... oj rozbestwiłam się do granic możliwości... ^^"
Może jutro nawet coś szkicnę... Saber nie wyszła tak, jakbym tego chciała, toteż machnę ją raz jeszcze. Ach moja ambicja... Już chyba łatwiej by było po prostu przerysować z komputera, ale nie. Potem pobawię się kreduszkami i może nauczę się czegoś wartościowego. Ale trzeba przyznać. Kredki Derwenta, a np. słynne niełamiące się BICa, to jednak różnica. Co prawda nie bawiłam się nimi tak długo, jednak można wyczuć różnice w samym ciągnięciu kreski. No i łączą się ładnie ze sobą, a to też bardzo ważna rzecz.

Greetings!
PS
Los naprawdę ma poczucie humoru :) Czasem człowiekowi do głowy nie przyjdzie jakaś możliwość i nagle bach! dzieje się. Coś pięknego.

wtorek, 5 stycznia 2010

W domu, domu, domu, domu. Z dala od toksycznej szkoły. No może trochę przesadzam... ale nie mam ochoty na siedzenie w ławce. Zastanawiałam się, jakie blogowe opowiadanko mogłabym uploadować. Waham się pomiędzy Bractwem a Sir Hanavanem. Choć myślę, że na blogu zajmę się Bractwem, chociażby z tego powodu, ze Verenkę bardziej to kręci, i jak już to byłaby skłonna to przeczytać. Pierwszy chapter będzie niewinny, mianowicie poprawiona wersja wcześniejszego chaptera. Gdy w końcu zuploaduje go w nieiwelkich ilościach, zacznę myśleć co pisać dalej, gdyż jeśli chodzi o Bractwo, to to dosyć ciężki orzech do zgryzienia.
Mianowicie brakuje mi wiedzy, no ale to nadrobić można zawsze... Z tym, że nie wiem w zasadzie czego szukać. Po drugie nie mam koncepcji na fabułę. Bractwo... Bractwo... Bractwo... Najwyżej sama coś wymyślę. Z tym, że ta fabuła może sprawiać problemy ^^" No ale jakoś damy radę... Mam nadzieję. Na razie zajmuję się "Szarym Jednorogiem" czy slangowo "Starszymi" toteż zapewne Bractwem zajmę się w ferie. O ile wir typowego świata fantasy z elfami i krasnoludami mnie nie wciągie i w ten wolny czas :P

Greetings.
P.S. Czasem nie warto się wściekać, tylko iśc swoją drogą czekając aż przeszkoda ominie Ciebie.
(działa tylko w przypadku relacji min. 2 osób)

niedziela, 3 stycznia 2010

- Gdzie jest Grooszek? / - Tajemnica lasu!

     Dzisiaj postanowiliśmy pójść na kawe i ciastko. Była Ania, Hania, Ludek, Jarek, ja, oraz Verenka, którą wyciągnęliśmy z chaty. Powitała nas słowami : "O Boże.... Nudzi wam się dzieci?" Ten suodki jęk i westchnienie zostaną na długo w mej pamięci, podobnie zresztą to, co działo się potem.
    Akurtnie ludzie wracali z kościoła, takoż mogliśmy zaatakować drzwi frontowe z zaskoczeniem bez dzwonienia do domofonu. Przytrzymywaczem drzwi byłam ja. Przy dławiącej śmiechach- chichach jakoś dostaliśmy się do środka. Wspięliśmy się dzielnie na 5-te piętro bloku Grocha i dumnie stanęliśmy pod drzwiami, patrząc po sobie mizernie, kto się podejmie ważnego zadania i zadzwoni. Hanka podeszła pierwsza i z przejeciem wcisnęła dzwonek. Serca nam zabiły w tej przełomowej chwili, a świat nagle zwolnił bieg. Charakterystyczny dźwięk dobiegł zza drzwi. Wstrzymaliśmy oddechy i czekaliśmy na dalszy rozwój wydarzeń. Nic się nie stało. Hania ponowiła wciśnięcie guziczka z dzwonkiem. Tym razem usłyszeliśmy wyraźnie, że ktoś tam żyje, jednak dalej nic się nie stało. Lekko zbaranieli, staliśmy dalej. Nic. Postanowiłam zadzwonić do delikwentki, jednak nic się nie stało. Numer nie odpowiadał. Numer nie odpowiadał trzykrotnie. Cóż tam po nas? Stwierdziliśmy, że pójdziemy po Verenkę, która zagnieździła się w swym pokoiku i zrośnięta z ukochanym lapikiem nie mogła się oderwać od jego wspaniałej czarnej obudowy.
   Znowu zaatakowałam z zaskoczenia. Nie pamiętam czy byla to nieiwnna matka z dzieckiem, czy drepczący poprzez 5- cm warstwę śniegu moherek, jednakże z zapałem wykonałam powierzone mi zadanie. Nie mogłam zawieźć. Gdyby nie moja wrodzona odwaga oraz urok osobisty, pewno byśmy polegli. Znowu podjęliśmy wspinaczkę blokową, jednakże Verenka ma swoją pieczarę na parterze toteż szybko zaczęliśmy sapać i tłumić beztroskie śmiechy dzieci słońca pod jej drzwiami. Przywitała nas prześlicznie, jak już wspomniałam wcześniej. Wampirzyca ostatecznie wzuła swe krwiożercze czerwone glany ociekające krwią i z kluczami w łapkach poprowadziła nas butnie ponownie pod klatkę schodową Grocha. Wcześniej zaalarmowała nas, iż poszukiwana przez nas osoba ciągle była na gg i nie wiedziała, czy nasza roziskrzona banda to śmieciarze... No nic. Tak czy owak, Verenka zaczęła prowadzić swój oddział do zwycięstwa.
    Ponownie wkroczyłam do akcji. Tym razem nikt nie wchodził, ale i tak poradziłam sobie z tym maleńkim problemem. Jakaś wymalowana plastic lala ze swym dresbojem wyszli z bloku i w tym momencie w ostatnich sekundach przytrzymałam drzwi. Tylko twardzi noszą glany... A ja noszę.
   Schody są dla facetów. Kobiety pojechały rozklekotaną windą. Winda jest nieobliczalna i tylko podkreśla naszą odwagę i butę. Po ujarzmieniu windy ponownie stanęliśmy pod komnatą tajemnic, która kryła się za drzwiami nr 17. Siódemka wraz z jedynką nie przyniosła szczęścia tym razem. Verenka weszła do akcji. Widziałam zacięcie na jej twarzy, kiedy głową wciskała dzwonek. Widziałam ile uczuć wkłada w kopaniu ściany, gdzie jak podały nasze tajne źródła, znajdowała się słynna kanapa. Niestety. Tu nie pomogły prośby, nie pomogły różne sposoby wciskania dzwonka, a było ich sporo. Nasz kochany matfiz nie poradził sobie z kodem otwierającym sekretne drzwi nr 17. Nie pomogło nawet wybijanie SOS. Trzy krótkie i trzy długie. Nie miało to znaczenia. Nasza maleńka armia nie dawała sobie rady w tej cichej wierzy. Staliśmy cicho i nasłuchiwaliśmy czy być może Groch żyje, jednak nie odezwały się żadne głosy. Mieliśmy wrażenie że skądś odzywa się ponuro telewizor. Siły nieczyste próbowały nas zmylić. A walczyliśmy do ostatniego tchu! Nie pomogło kopanie, krzyki, drapanie w drzwi! Gdy zajrzeliśmy przez dziurkę od klucza oraz judasza, dostrzegliśmy niepokojącą ciemność. Obawialiśmy się najgorszego... I nasze obawy najprawdopodobniej się potwierdzały. Znowu zamarliśmy i każdemu pot perlił się na czole. Nic. Cisza. Tylko smutny dźwięk telewizora. Wyobraźnia najprawdopodobniej zaczęła płatać nam figle, gdyż nie wiedzieliśmy skąd dochodzą dźwięki. Zdesperowani zadzwoniliśmy do Moniki, aby zadzwoniła do Grocha, który najwyraźniej nadal nie był w stanie odebrać naszego telefonu, albo chociaż dać znak życia. Monia zadzwoniła. Jej również się nie powiodło. Dopiero wtedy doszło do nas, jak musiało być źle... Wkrótce po smsie od Moni dostałam smsa, O MÓJ BOŻE! OD GROCHA! "W domu są rodzice i macie ich nie denerwować" Zgłupieliśmy. Tkwiliśmy na klatce od 15 minut. Nie dochodziły nas zza drzwi dźwięki życia. A może... Ktoś, kto zaatakował Grocha... ten ktoś bez żadnych skrupułów wysłał nam fałszywego smsa? Nie wiedzieliśmy, co jeszcze można zrobić. Po raz ostatni wtedy zerknęłam na tajemniczą 17 goszczącą na drzwiach. To, co jest za tymi drzwiami nr 17, nadal pozostało tajemnicą. Pamiętajcie. Licho nie śpi. Kryje się wszędzie. Nawet w drzwiach, ścianach i fizyce.
   Wyszliśmy spod miejsca akcja lekko sfrustrowani, jednak po sekundach zapomnieliśmy o całej akcji i z radością oddaliśmy się jeździe do focusa. Tam ja i Ludek napiliśmy się kawy, Verenka z nagłego ataku dziczy przywiązała Anię do krzesła, Hanka z Dżarem wciągali Longera, a ja prawie udusiłam się rurką ze śmietaną.
  Następnie nadszedł smutny czas rozstania. Verenka pojechała autobusem, Jarek złapał podwózkę obok Torbydu. Ja zaś z Ludkami pomaszerowałam pod dom Hanki. Nadjechał 71 Rekinowa. Nie miałam biletu. Poczłapaliśmy do SAMa gdzie zaopatrzyłam się w ten pełny nadziei zwitek kolorowego papieru. Nadjechał kolejny 71. Niklowa. Nie było nic demotywującego niż to. Postałam z moją ukochaną parką jeszcze 10 minut, aż w końcu nadjechał mój niebieski, świecący rumak, wewnątrz którego, zaopatrzona w iTrasha oddałam się muzyce i lekturze.

I pamiętaj gawiedzi! Fizyka wciąga! Ściany nie śpią, drzwi milczą, a co się stało z Groszkiem, nikt zapewne się nie dowie. To jest tajemnica lasu i pozostanie w swej komnacie tajemnic na zawsze.

piątek, 1 stycznia 2010

1 stycznia Anno Domini 2010

Sratata za 2 lata koniec świata!

Nie spodziewałąm się tego, ale przyjemnie było. Staruszki poszły na całość po potem Deep Parplów zaczęli puszczać na cały regulator. Fajerwerków nie było, ani sztucznych ogni. Sylwester z Polshitem i Dwójką. Tatuś postawił mi wódkę z sokiem, pewno w myślach litując się nade mną i nad tym jaką herezję popełniłam. Potem całość zalałam szampanem od cioteczki i alkoholu było dojść na dzisiaj.
Raczej Merca nie wygraliśmy, gdyż nie słyszałam żadnego opętanego wrzasku... ^^" Szkoda, gdyż Merc był czarny :P Polshit oferował jakiegoś białego brzydkiego fiata. Mamuśka stwierdziła iż Krzysztof I. się chyba upił gdyż wrzeszczał pomimo tego iż nie mógł. Katarzyna Ci. natomiast ubrała się nieodpowiednio do swego wieku. W tym futerku wyglądała na ładną 45-tkę oraz mizerną imitację Merlin Monroe. Ale i tak prowadzacy z olbrzymim futrem rozpościerającym się na jego ciele (Dwójka Te Fał) będzie mi się śnić po nocach. nos mam zapucniety, tony chusteczek zuzytych.. Niech no dorwe tych co zyczyli mi zdrowia bo cos im choelra jasna nie wyszlo!

Lece po herbatę, a potem będe czytać Dragon Age to białego rana. Bardzo mile spedzanie czasu ^^
Happy Easter :P