poniedziałek, 29 listopada 2010

The Dandy

Gdyby nie wrodzone lenistwo, to byłabym kujonem.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Pieśń o Rycerzach z Czantorii

Jutro na 7.10. Jutro 3h bioli UE, 2h fizy i 3h angola ze szczypta niemca pomiędzy, a także chemia. Pono pani się o mnie martwiła. Miło z jej strony. Martwić się o kogoś, kto nie idzie do szkoły, bo tam nie uczą.

Kawa. Herbata. Muzyka.
Kolejna dawka weny twórczej? Być może. Na razie tworzę kolejną wklejkę. Coś z tego będzie. Czuję to. A wtedy pójdę dalej i zmierzę się z kolejnymi trudnościami. Aż przyjdzie matura. A po maturze zacznę kolejny chyba jeszcze bardziej zajebisty projekt. Taki totalny miszmasz. Połączenie smaków z całego świata. To będzie coś. O ile nie spieprzę.

No cóż. Jutro termochemia. Wezmę Rysiowy zeszyt. Zrobię przy okazji parę zadanek :) Chemia odpręża. Odpręża wtedy, kiedy rzygam biologią. A ja ją odtrącam. Biologię chyba też... No cóż. Wierzę, że będzie lepiej. Musi być. Byle nie zamienić teraźniejszości na rozwiązywanie pasjansa na komputorze.

Heavenly Perverse. Już czas.

czwartek, 21 października 2010

Warduna

Dzisiaj był kryzys. Wczoraj również. Po co żyć, aby żyć? Robić coś, po to aby w przyszłości móc robić coś innego bez względu na to czy nam się to podoba czy nie, czy będzie dawało nam szczęście? Po co myśleć o przyszłości, roztkliwiać się nad przeszłością..? A potem zdajemy sobie sprawę że czas mija... minął... Jeszcze tyle można było zrobić.
A jeśli. Po tych 10 latach zdam sobie sprawę, że to nie to? 10 lat życia wywalonych do kosza. W imię czego? Braku problemów? Kiedy to sprawia mi problem? Uciec od jednego, aby mieć kłopot z drugim. Robić coś, bo "trzeba". bo jak nie to.. co? Problem za problemem. Taka jest istota życia. Zgadzam się na to. Nie może być za łatwo, ale po co mam robić coś, czego nie lubię, co nie napawa mnie dumą, zadowoleniem, by w ewentualnej przyszłości nie mieć problemów? Pomijając fakt, że pewnie pojawią się inne. I to mnie irytuje. Ja wciąż muszę. Bez względu na to czy chcę. Musisz, bo musisz. "Kocham cię, choć mnie denerwujesz" Kolejne cudowne słowa, "cudownego" ojca, który myśli, że wie więcej i lepiej. Znów odzywa się w nim Supertata, którym nigdy nie był i nie będzie. Uwielbiam te słowa. Uwielbiam jak ktoś mnie zbywa. Zazwyczaj mam ochotę coś rozwalić, pierdolnąć czymś z całej siły.
Jakby jego życie było udane. Sam wiele rzeczy spieprzył i wciąż to robi. Nie wiem. Myśli, że tego nie widzę? Że jest dla mnie autorytetem? Osobą, którą zawsze chciałam, poznać? Mam gdzies takie rady. Tłumaczenie mi, że czegoś nie wiem, bo tego nie przeżyłam. Przeżywam coś teraz. O czym on najwyraźniej nie ma pojęcia.
Ależ oczywiście. Zwalmy wszystko na hormony, okres "buntu" czy zielone krasnoludki grasujące w pokoju. To nie zmienia faktu, że czuję się parszywie i nie mam wsparcia od nikogo. Wciąż tylko wysłuchiwanie, co TRZEBA, co MUSZĘ, czego "chcę". "Spójrz na brata." Patrzę na niego. Widzę spieprzonych 7 lat życia. Mam uczyć się na błędach. Moje wewnętrzne Ja, mówi mi że nie mam tego powtórzyć. I nie chcę. Chciałabym móc robić coś dla siebie. Ale.. coś mnie wstrzymuje, nie wiem. Nie potrafię. A dni przemijają... Nie rozczulam się nad utratą życia, tylko nad tym jakie ono jest. Czy była kiedyś taka rzecz, z której byłabym tak serio dumna? Cóż.. w sumie jest. Ale nie istnieje. Nie w formie "namacalnej". To wciąż zlepek myśli, obrazów, zdarzeń. Które oczywiście są tylko mi dostępne.
Nie mogę pogodzić się z tym, że muszę wybierać pomiędzy dwoma upierdliwymi rzeczami tak, aby wybrać tę najmniej upierdliwą. Bo jaka może być radość z jedzenia takiego "cukierka"?

Nuży mnie wymyślanie pozytywów, podczas gdy rzeczywistość wciąż jest taka sama. Nie oznacza to, że zmienię nastawienie, bo to jest jeszcze mniej sensowne.. I tak uważam że życie do największy dar. Kiedyś pewnie zaczęłabym myśleć, jak by tu siebie skrzywdzić. Teraz... cóż... słucham muzyki, która mnie odpręża, bawię się gitarami, na których gra czasem mi wychodzi, czasem nie. Może to to.. może też nie... Ale chyba najważniejsze jest, że odczuwam jakąś przyjemność, radość. Że choć trochę napełniam się dumą.

Greetings

piątek, 15 października 2010

Eluveitie - zdjęcia

Wiem wie... wyglądają mizernie. Aparat w mojej komórce jest lekko poharatany gdyż nieuważnej Lesi dosyć często nokia spadała na ziemię.
W dodatku tłum, i to całkiem ruchliwy tłum uniemożliwiał robienia ostrych i dobrych jakościowo zdjęć. Ale, no są :) Takie jakie są, ale są.

Zaczniemy od Godnr.universe!  



Eluveitie :) 







Greetings!

środa, 13 października 2010

The Dandy...

Słucham tego od 3 dni. I nie mogę przestać. To jest po prostu genialne. Już dawno nie słyszałam czegoś takiego.  
Kolejny plus z pójścia na koncert :) Z chęcią bym poszła kolejny raz. Nawet tłoczyła się przy barierkach otoczona przez trolle, o suchym gardle, drąca japę i robiąca dziwne gesty w stronę muzyków. Było warto. Bo poznałam dzięki temu Godnr.universe! którego demo ma wyjść jakoś jesienią. Muszę przyznać, że się chyba odmetalowiam. No ale cóż ja na to poradzę? Może taka moja natura? :P No ale jak przyjdzie czas na wpierdol, to sięgnę do odpowiednich pozycji :)

Kupiłam dzisiaj płytkę Eluveitie - Everything remains as it never was. Wydaje mi się że jakościowo jest nie za bardzo. Wszystko jakieś takie przycichawe, zagłuszone. No ale być może po prostu się czepiam.

Skale durowe zrobione. Jutro chyba zaczne rozrysowywac sobie pentatonike w durach i mollach... Czas powoli się toczy...


Greetings.

niedziela, 10 października 2010

The Dandy - Godnr.universe!

Nie kto inny jak duet : Ann Murphy i Meri Tadić, które wywodzą się z Eluveitie. Jak powszechnie wiadomo, w piątek wieczorem odbył się koncert otwierający European Tour. I nie kto inny jak ja i Hanka miałyśmy okazję brać w nim udział :)
Z chęcią bym to powtórzyła. I posłuchała raz jeszcze wszystkich kawałków. To był pierwszy koncert dla Ann i Meri tego typu. Na szczęście polska publika nie zawiodła. Polska publiczność jest wyjątkowa i być może muzycy odwiedzą nas jeszcze raz ^^
Prócz Eluveitie oraz jakiegoś polskiego zespołu, który zagrał Nemo, ku uciesze publiczności, gdyż wszyscy się ożywili, grało Korpiklaani. Stare dobre Korpiklaani. które naturalnie zaczęło "Vodka". Jonne Jarvela posłał mi smile'a. częstował ludzi piwem, wodą i papierosami. I pomimo tego ścisku, oraz trolli które tłoczyły się przy barierkach to było cudownie. Wyciągnęłam autograf od Meri, mamy fotkę z Chrigelem Glanzzmanem, choć było nam go strasznie żal, bo co chwila ktoś chciał a to autograf, a to fotke :P Niestety  żadnego z członków Korpiklaani żeśmy nie złapały. A szkoda :P Może innym razem, bo Jonne pod koniec mówił jakto bardzo nasz wszystkich Polaków kocha. 

Piątek skończył się szczęśliwie :) I dzięki temu był wbrew pozorom miłym dniem. Nie mogę się doczekać aż wyjdzie płyta Godnr.universe. Kupię z pewnością. Mam teraz konto w banku, to mogę szaleć hyhyhy. Ech.. Warto by było poszerzyć płytotekę, gdyż nie za bardzo mam się czym pochwalić, w przeciwieństwie do zasobów na dysku twardym. Ale ci..! Ja tylko pożyczam.

Jak zwykle koncert dał mi kopa :) A kawałek The Dandy natchnął niesamowicie i jakoś pokierował moją ręką. Kolejna wersja Natalie, ale to dobrze. Cokolwiek by to nie było, byle do wykształtowania jakiegoś stylu.
Odn. gitary, to będziemy się uczyć skal. Z tego co widzę, to nie jest to zbyt skomplikowane. Może w końcu czegoś się nauczę na tej gitarze. Fajnie by było umieć też teorię muzyki Coraz bliżej do swoich niewykształconych marzeń...

Tyle na dzisiaj. Nie chce mi się opowiadać, bo to zbyt męczące. Jutrzejszy dzień będzie dosyć trudny, no ale niech stracę. Jest mi to obojętne.

Greetings

czwartek, 7 października 2010

Rok pański ... 2010 etc etc

Puf! Znów piszę :)

Dużo się dzisiaj działo. No.. może nie dużo, ale dzisiejsze zdarzenia (min) sprawiły, że dostałam takiego wewnętrznego kopa.

Zacznijmy od szkółki.
Na jutro muszę coś napisać w formie konspektu. Nie chce mi się. Ale pewno gdy skończę pisać tę notkę, to nadrobię zaległości. Prócz konspektu powita mnie sprawdzian z matmy. Kombinatoryka. Awesome. Umiem to robić... po swojemu. I odnoszę wrażenie, że inaczej to się nawet niespecjalnie da. No trudno.
Dzisiaj szliśmy na 7.10 aby odczytać robione z chemii zadania. Ta.. Dostajemy taki przyjazny pliczek przyjaznych 500 zadań. Maja być gotowe na za tydzień. Całe. Wszystkie. Co do jednego pieprzonego zadania. Sama idea robienia tego cuda nie jest zła. Ale komu się chce po raz 10-ty pisać konfigurację magnezu? 1s2 2s2 2p6 3s2.... i znów 1s2 2s2 2p6 3s2.... oo... znowu... 1s2 2s2 2p6 3s2... o... patrz... tym razem "Napisz konfigurację jonu Mg2+" awesome... 1s2 2s2 2p6....
No nic. W każdym bądź razie sprytna III a postanowiła zaopatrzyć się w tę samą książeczkę z której pani bierze zadania, zrobić zdjęcia oraz wysłanie ich na pocztę klasową. Tylko niektórzy skorzystali, a dzisiaj spotkałam się z pełnymi wyrzutu spojrzeniami, gdy ok. godziny 7 oznajmiłam że zadania były na poczcie. No cóż. Teraz będą wiedzieć. 
Dzisiaj w szkole prócz chill outowej godziny chemii były 2h chill outu na matmie, męczarnia na polskim oraz kolejne 3h chill outu. Na historii zasypiałam. Potem była kolejna godzina chemii. Jeje. Skończyliśmy omawianie pierwiastków, wchodzimy w chemię organiczną. Nasza Pani złapała fazę i że tak powiem na chemii było ziomalsko. Czułam się jak na podstawie. Robert jak w przedszkolu. Imho chemica powinna wiedzieć coś więcej o amal.. alam amalama... czy raczej o amalgamatach, jak jej podpowiedziałam nieśmiało, niż to że były wykorzystywane w stomatologii. HALO! Amalgamaty są wykorzystywane w elektrochemii do otrzymywania litowców! Powiem tak. Podręcznik w porównaniu do tych lekcji nadaje się świetnie jako materiał do kolokwium na jakiś studiach chemicznych. Lekki żal, owszem, no ale co robić. Przynajmniej oceny będzie łatwo zebrać.. Dostałam 5 oczywiście, nie chwaląc się. Byłby max, niemal. Gdyby nie pierdoły. No trudno. 

Nom nom nom nom nom. Ten wspaniały utwór, jakże bardzo spodobał się Oli Wu. :D Upierdliwiam jej życie przy każdej możliwej okazji. Dzisiaj wpadliśmy na wspaniałomyślny pomysł, aby przerobić ten kawałek, nagrać i jej wysłać. Spróbujemy zrobić z tego taką fajną metalową wersję. :>

Z nowinek muzycznych... Znów sięgam po Nyra. Do UG trza ćwiczyć w końcu. Bluesik. :) I przyjdą nowe taby na następnej lekcji... No i.... być może.... będę miała taby do Phono Sapiens i On the Run Kontrusta :D Total awesome.
Ponadto być może za tydzień pobawię się basem. Jeśli z Nom nomem, ma wyjść, to mogłabym się i tą częścią kawałka zatroszczyć. :>
Dzisiejsze "wypożyczone" trofea to Dimmu Borgir, Acturus i Borknagar. Będzie co słuchać, szczególnie gdy zainteresuje się zespołami podobnymi do Warduny :)

Dzisiaj jechałam autkiem z mamuśką. Bez ojczulka. Przeżyłyśmy te kilkaset metrów podróży. Będą ze mnie ludzie.Kochana krówka. :)

Cóż jeszcze... Trza się wziąć za Szarego. Wezmę zeszyt A4 w kratkę, długopis i do dzieła. Jest dużo rzeczy, o które muszę zadbać, ważniejsze niż rozterki wewnętrzne bohaterów. Gdy się z tym uwinę i w miarę opracuje czas to będzie duży problem z głowy.

Tyle na dzisiaj. :)
Greatings everyone