Dzisiaj postanowiliśmy pójść na kawe i ciastko. Była Ania, Hania, Ludek, Jarek, ja, oraz Verenka, którą wyciągnęliśmy z chaty. Powitała nas słowami : "O Boże.... Nudzi wam się dzieci?" Ten suodki jęk i westchnienie zostaną na długo w mej pamięci, podobnie zresztą to, co działo się potem.
Akurtnie ludzie wracali z kościoła, takoż mogliśmy zaatakować drzwi frontowe z zaskoczeniem bez dzwonienia do domofonu. Przytrzymywaczem drzwi byłam ja. Przy dławiącej śmiechach- chichach jakoś dostaliśmy się do środka. Wspięliśmy się dzielnie na 5-te piętro bloku Grocha i dumnie stanęliśmy pod drzwiami, patrząc po sobie mizernie, kto się podejmie ważnego zadania i zadzwoni. Hanka podeszła pierwsza i z przejeciem wcisnęła dzwonek. Serca nam zabiły w tej przełomowej chwili, a świat nagle zwolnił bieg. Charakterystyczny dźwięk dobiegł zza drzwi. Wstrzymaliśmy oddechy i czekaliśmy na dalszy rozwój wydarzeń. Nic się nie stało. Hania ponowiła wciśnięcie guziczka z dzwonkiem. Tym razem usłyszeliśmy wyraźnie, że ktoś tam żyje, jednak dalej nic się nie stało. Lekko zbaranieli, staliśmy dalej. Nic. Postanowiłam zadzwonić do delikwentki, jednak nic się nie stało. Numer nie odpowiadał. Numer nie odpowiadał trzykrotnie. Cóż tam po nas? Stwierdziliśmy, że pójdziemy po Verenkę, która zagnieździła się w swym pokoiku i zrośnięta z ukochanym lapikiem nie mogła się oderwać od jego wspaniałej czarnej obudowy.
Znowu zaatakowałam z zaskoczenia. Nie pamiętam czy byla to nieiwnna matka z dzieckiem, czy drepczący poprzez 5- cm warstwę śniegu moherek, jednakże z zapałem wykonałam powierzone mi zadanie. Nie mogłam zawieźć. Gdyby nie moja wrodzona odwaga oraz urok osobisty, pewno byśmy polegli. Znowu podjęliśmy wspinaczkę blokową, jednakże Verenka ma swoją pieczarę na parterze toteż szybko zaczęliśmy sapać i tłumić beztroskie śmiechy dzieci słońca pod jej drzwiami. Przywitała nas prześlicznie, jak już wspomniałam wcześniej. Wampirzyca ostatecznie wzuła swe krwiożercze czerwone glany ociekające krwią i z kluczami w łapkach poprowadziła nas butnie ponownie pod klatkę schodową Grocha. Wcześniej zaalarmowała nas, iż poszukiwana przez nas osoba ciągle była na gg i nie wiedziała, czy nasza roziskrzona banda to śmieciarze... No nic. Tak czy owak, Verenka zaczęła prowadzić swój oddział do zwycięstwa.
Ponownie wkroczyłam do akcji. Tym razem nikt nie wchodził, ale i tak poradziłam sobie z tym maleńkim problemem. Jakaś wymalowana plastic lala ze swym dresbojem wyszli z bloku i w tym momencie w ostatnich sekundach przytrzymałam drzwi. Tylko twardzi noszą glany... A ja noszę.
Schody są dla facetów. Kobiety pojechały rozklekotaną windą. Winda jest nieobliczalna i tylko podkreśla naszą odwagę i butę. Po ujarzmieniu windy ponownie stanęliśmy pod komnatą tajemnic, która kryła się za drzwiami nr 17. Siódemka wraz z jedynką nie przyniosła szczęścia tym razem. Verenka weszła do akcji. Widziałam zacięcie na jej twarzy, kiedy głową wciskała dzwonek. Widziałam ile uczuć wkłada w kopaniu ściany, gdzie jak podały nasze tajne źródła, znajdowała się słynna kanapa. Niestety. Tu nie pomogły prośby, nie pomogły różne sposoby wciskania dzwonka, a było ich sporo. Nasz kochany matfiz nie poradził sobie z kodem otwierającym sekretne drzwi nr 17. Nie pomogło nawet wybijanie SOS. Trzy krótkie i trzy długie. Nie miało to znaczenia. Nasza maleńka armia nie dawała sobie rady w tej cichej wierzy. Staliśmy cicho i nasłuchiwaliśmy czy być może Groch żyje, jednak nie odezwały się żadne głosy. Mieliśmy wrażenie że skądś odzywa się ponuro telewizor. Siły nieczyste próbowały nas zmylić. A walczyliśmy do ostatniego tchu! Nie pomogło kopanie, krzyki, drapanie w drzwi! Gdy zajrzeliśmy przez dziurkę od klucza oraz judasza, dostrzegliśmy niepokojącą ciemność. Obawialiśmy się najgorszego... I nasze obawy najprawdopodobniej się potwierdzały. Znowu zamarliśmy i każdemu pot perlił się na czole. Nic. Cisza. Tylko smutny dźwięk telewizora. Wyobraźnia najprawdopodobniej zaczęła płatać nam figle, gdyż nie wiedzieliśmy skąd dochodzą dźwięki. Zdesperowani zadzwoniliśmy do Moniki, aby zadzwoniła do Grocha, który najwyraźniej nadal nie był w stanie odebrać naszego telefonu, albo chociaż dać znak życia. Monia zadzwoniła. Jej również się nie powiodło. Dopiero wtedy doszło do nas, jak musiało być źle... Wkrótce po smsie od Moni dostałam smsa, O MÓJ BOŻE! OD GROCHA! "W domu są rodzice i macie ich nie denerwować" Zgłupieliśmy. Tkwiliśmy na klatce od 15 minut. Nie dochodziły nas zza drzwi dźwięki życia. A może... Ktoś, kto zaatakował Grocha... ten ktoś bez żadnych skrupułów wysłał nam fałszywego smsa? Nie wiedzieliśmy, co jeszcze można zrobić. Po raz ostatni wtedy zerknęłam na tajemniczą 17 goszczącą na drzwiach. To, co jest za tymi drzwiami nr 17, nadal pozostało tajemnicą. Pamiętajcie. Licho nie śpi. Kryje się wszędzie. Nawet w drzwiach, ścianach i fizyce.
Wyszliśmy spod miejsca akcja lekko sfrustrowani, jednak po sekundach zapomnieliśmy o całej akcji i z radością oddaliśmy się jeździe do focusa. Tam ja i Ludek napiliśmy się kawy, Verenka z nagłego ataku dziczy przywiązała Anię do krzesła, Hanka z Dżarem wciągali Longera, a ja prawie udusiłam się rurką ze śmietaną.
Następnie nadszedł smutny czas rozstania. Verenka pojechała autobusem, Jarek złapał podwózkę obok Torbydu. Ja zaś z Ludkami pomaszerowałam pod dom Hanki. Nadjechał 71 Rekinowa. Nie miałam biletu. Poczłapaliśmy do SAMa gdzie zaopatrzyłam się w ten pełny nadziei zwitek kolorowego papieru. Nadjechał kolejny 71. Niklowa. Nie było nic demotywującego niż to. Postałam z moją ukochaną parką jeszcze 10 minut, aż w końcu nadjechał mój niebieski, świecący rumak, wewnątrz którego, zaopatrzona w iTrasha oddałam się muzyce i lekturze.
I pamiętaj gawiedzi! Fizyka wciąga! Ściany nie śpią, drzwi milczą, a co się stało z Groszkiem, nikt zapewne się nie dowie. To jest tajemnica lasu i pozostanie w swej komnacie tajemnic na zawsze.