czwartek, 21 stycznia 2010

I tydzień powoli mija... Szkoda. Dzisiaj miałam ciekawy sen o tym, że pisałam mapkę z gery i nie wyrobiłam się w 5 minut, no i dostałam 1 i płakałam żałośnie, dopóty, dopóki się nie obudziłam. Byłam z Jarem i Anią na łyżwach Łyżwy mnie nie kręcą... Jak basen zresztą. Fajno jest pojeździć, fajno jest popływać, aczkolwiek... konie to nie są i nigdy nie będą... 
Następnym punktem wycieczki był Empol i Jarek doznał szoku. Cóż... W ciągu ostatniego tygodnia z kawałkiem łykłam książkę 800 stron, teraz zaczynam kolejną trylogię... Ale o tym za chwilę. Gdy w końcu upchnęliśmy się do tramwaju zmierzyliśmy ku Galerii Pomorskiej. O godzinie 11 teoretycznie powinniśmy zacząć grę w billard :P Teoretycznie. Praktycznie gra rozpoczęła się godzinę później z winy pewnego fotografa, który miał zamknięte swoje miejsce pracy i otwierał o 11. Groch w końcu przybył, no ale wykorzystaliśmy udostępniony czas na Macżarcie i oglądanie rybków w Aligatorze. Wygrałam w drużynie z Anią 6:3 :D Mwahaha. Jaro niech się schowa i nie zwala winy na Grocha. Ja Anię grać nauczyłam. Skoro on nie nauczył..? Jego sprawa :P Okupowaliśmy stól z... 3-4 godziny aż w końcu Groch nas opuścił i sami postanowiliśmy wracać do domu. W tramwaju kasowniki nie byłyy czynne. Oczywiście przybyli kanarzy. Panowie uprzejmie sprawzili bilety i se poszli. I to w zasadzie tyle emocji na tamten dzień. 
Wczoraj zaś przybyli do mnie Jarek, Ania i Ludzio. Mieliśmy oglądać filma. Takie było założenie naszego spotkania. Film szwedzkiej produkcji o Arnie Templariuszu, Miłośc i Krew jak mówił podtytuł. Tam było więcej miłości aniżeli krwi, aczkolwiek odrąbywane członki, piękne szweckie krajobrazy, oraz sierotliwość głównego bohatera by6ła urzekająca. Poza tym, film zyskał plusa, gdyż był zaskakujący. Chociażby: Pojedynkował się ojciec Arna z jakimś tam łebkiem, który twierdził że ludność narusza jego terytorium. Po mym pokoju rozległy się głosy, że już po tatusiu bohatera. A tu nagle. Ni z gruszki i pietruszki Arn wychodzi do walki. Z lekko otwartymi ustami machnęliśmy ręką i czekaliśmy aż chłopak zaciuka drania. Nie zaciukał. Za to odrąbał kolesiowi rękę. To też było urocze. Druga urocza sytuacja polegała na tym, iż Arn pędził na swym pięknym koniu fryzyjskim pod góre, rozwijając zawrotne prędkości i nagle bach. Walnął głową w gałąź. To było bezbłędne.
Przed włączeniem filmu przybył Robert z pustakami aby im coś na plakat z ery wydrukować. Wydałam Omena który powiedział, że Anna z jakimś chłopakiem przyszła (Dżarem). Podpuściłam go i potaknęłam, na to Robert: "Ja mu współczuję ^ ^" Jaki był efekt? Ania z szerokim szatańskim uśmiechem na twarzy i szczyptą chęci totalnej rzezi powitała Roberta. Dla mojej drukarki wydruki wyszły na dobre. Tusz mi nie zaschnie :P
Jutro mieliśmy iść na sanki. Nie mogłam... Jarek za to planuje coś z organizować i z radością mi wyjawił, że Arn 2 ściągnie się za 10 minut :P

Odnośnie książek. Zainteresowała mnie Trudi Canavan - autorka Trylogii Czarnego MAga. Przeczytałam Prequel. Nie byłam jakoś totalnie zachwycona. I teraz jak zaczęłam I tom trylogii sądzę, że autorka po prostu nie włożyła w "Uczennicę Maga" tyle serca. Jednakże... historia podobała mi się. I warto było dowiedzieć się jak pewne rzeczy widzi jakaś autorka :P Czasem lubie sobie zerknąć na ostatnią stronę i objąć wzrokiem jakieś zdanie. Jak przeczytałam opowieść do końca stwierdziłam, że byłam o milimetr od mega spoilera. Takie szczęście mam tylko ja :D
No. A teraz I tom - Gildia Magów. Historia wciąga i jestem bardziej zadowolona. :)

Szary - rozdział IV - ukończony. Jak będę miała natchnienie zacznę V. No, a potem kolejne rozdziały i wciąż do przodu :)

Greetings

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz