środa, 25 listopada 2009

Epic Legend chapter I part. 4

- Jestem artystą! - rzekł, po czym obnażył swe lśniące kły i zerwał oszulkę odsłaniając zarazem swój owłosiony tors. Stefani spojrzała zalotnie na swego małżonka. Zawsze uwielbiała wtulać się w dżunglę na jego piersiach.
- Ach! Lars! - zawołała. - Mój ty pysiaczku! Zawsze chciałam mieć męża artystę.
- Ja też - przyznał Lars.
- Co też? - zapytała Stefani.
- Też zawsze chciałem mieć męża artystę.
Następnie spojrzał zalotnie na Kubusia, który z wrodzoną wrażliwością i czułością ssał swój kciuk.
- Busiu! - Lars rozwarł ramiona - Wybacz mi moje wcześniejsze zachowanie! Ja po prostu... Teraz zdałem sobie sprawę kim jestem!
Stefani podbiegła do Kuby, któremu prawie znowu gały wyszły na wierzch, jednak inteligentna Stefani jakoś je przytrzymała. Lars skulił się i zaczął kaszleć, charczeć. W końcu, po tylu latach demon, który głęboko siedział w jego sercu wreszcie pragnął się uwolnić od zniewieściałych pęt przystojnego i sexownego mężczyzny pochodzącego ze szlacheckiej rodziny mongolskiej.
Nieustanny kaszel i skowyt zagłuszył burzę, siejącą spustoszenie na zewnątrz.

Co stanie się dalej?! Czy Lars przemieni się w demona, który jednym kiwnięciem palca zamieni wszystko w proch, który potem będzie lewitować w kosmosie?! A co z Kubą?! Czy jego gałki oczne zostaną na swoim miejscu?!

wtorek, 24 listopada 2009

Epic Legend rozdzial I cz. 3

Stefani ujęła delikatnie jego piękne brązowe gałki oczne, a następnie ostrożnie i z czułością matki, która zbierając w sobie siłę matczynej opieki i litości, ostrożnie włożyła brakujące elementy do oczodołów.
- A teraz słucham, Lars, o jaki dług chodzi? - podjęła ponownie temat.
- Dług? Jaki dług?
Stefani spojrzała wymownie w sufit.
- Lars, mówiłeś, że umierasz i spłacasz dług swojego...
- Ach! Tak! Zatem... Żegnaj! Oto nadeszła ostatnia godzina w której przyszło mi spłacić dług...
- No właśnie! Jaki - wtrąciła się Stefani.
- Nieeeee! Aaaa! Dlaczego?! Wszyscy jesteście tacy sami! Nigdy nie pozwalacie mi dokończyć mojej epickiej kwestii! Rozumiesz?! Nigdy!!! Umieram!!! Oto nadeszła... - zerknął niepewnie na Stefani wyprzedając przerwanie mu monologu.
- No więc - westchnął. - Kurwa! Nie ma żadnego długu i nigdy nie było! Ale zawsze chciałem to powiedzieć... To brzmi tak wyjątkowo... Rozumiesz? Jestem artystą! - rzekł, po czym....



Co stało się dalej? Co zrobił Lars?! Czy zabije Stefani za jej podejrzliwość?! Czu Stefani wytrzyma presję i nie przerwie swemu małżonkowi epickiej mowy?! Czy Kubuś się wreszcie zsika?! W następnej części spróbujemy odpowiedzieć na te nurtujące pytania...

poniedziałek, 23 listopada 2009

Epic Legend: Rozdział I cz. 2

Jeszcze z nowinek i nowików:
- Przeżyłam poneidziałek :D
- Dowiedziałam się, że jestem niezłym materiałem na medycynę.
- Przeżyłam poniedziałek :D
- Kordian jest w domu Waryjatów.
- Wszem i wobec oświadczam, iż zbieram pieniążki na flet poprzeczny.

A teraz kolejna dawka Epic Legend :)

- Na czym to ja? - Stefani słuchała cierpliwie swego małżonka zaciągając się papierosem.
- Na tym, że umierasz - rzekła z politowaniem.
- Tak... Oto nadeszła godzina, w której przyszło mi spełnić dług...
- Jaki dług do ciężkiej cholery?!
- No miał mój ojciec, który nie był rolnikiem, który był synem twojej ciotecznej ciotki ze strony...
- Co miał? - zapytała zniecierpliwiona Stefani.
- Miał kozę!
- Kozę?! Och nie! ON...! - zabrakło jej tchu w piersiach. - Nie mówisz poważnie!
- Otóż tak - Lars kiwnął głową, a następnie ukazał swe wampirze kły. Kubusiowi ze zgrozy gałki oczne wyszły na wierzch. W całym pokoju zrobiło się niewyobrażalnie ciemno i mroczno. Za oknem rozległ się grzmot, a błyskawice dawały tak bardzo, iż praktycznie tylko one, błyszcząc straszliwie za okienkiem, były jedynym żródłem światła.
- Ekhem... - Stefani machnęła dłonią przerywając epicką scenę. Następnie podeszła do swego kochanka, ssącego kciuk. Robił tak zawsze, kiedy miał się zmoczyć.

niedziela, 22 listopada 2009

Epic Legend

A o to część pierwsza wspólnego opowiadania mojego i Hanki :)

- Oh nie Lars! Nie tak mocno! Nabijesz Kubusiowi guza! - powiedziała Stefani i podbiegła do swego niedoszłego kochanka, który kwiczał i wił się na podłodze z powodu krwotoku małego paluszka u ręki.
- Żegnaj! Oto nadeszła ostatnia godzina, w której przyszło mi spełnić dług mego ojca...
- Yyy... Twój ojciec był rolnikiem - stwierdziła zdezorientowana Stefani.
- Rolnikiem? Ach... Tak. Tak, tak. Ale mówię o moim drugim ojcu, który był synem twojej ciotki i ożenił się z...
- Zaraz, zaraz.... Moja ciotka nie miała syna.
Lars przejechał sobie ręką po twarzy i z politowaniem zmierzył swą małżonkę wzrokiem.
- Od początku - westchnął, a następnie zaczął wyliczać. - Mój drugi ojciec, który jest synem twojej ciotecznej ciotki ze strony twojej matki, tej, która ma pudle - dodał, gdy dostrzegł wyjątkowo tempy wyraz twarzy u Stefani. - No i on zabił mojego pierwszego ojca, wiesz, tego co niby dał nasienie mojej matce na mnie. No bo z probówki jestem! - warknął. - Po tym jakże przykrym zdarzeniu...
- Au! - zawył Kubuś zwany również wśród brazylijskiej szlachty jako Marco Antonio Pedalunio. Lars z zimnym wyrazem na twarzy uklęknął i demonstracyjnie go spoliczkował.


Koneic cz. I Zapraszam ponownie jutro :D

niedziela, 15 listopada 2009

1:13

Jest 1:13. Maraton biologiczny czas zacząć, czyli pasjonująca noc z Lewińskim i spółką. Zajmiemy się omawianiem strunowców przy łyku gorącej herbaty oraz winampie. Jak przekładałam to jakże fascynujące spotkanie... cóż.. nie można tego robić w nieskończoność. Materiału jest trochę, ale noc długa. Poza tym. Zawsze można dokończyć w niedzielę, a w poniedziałek szczęśliwie się składa, iż wracamy całe 2 h wcześniej do domów. Więc, nim pójdę do Rycha, to to i owo sobie przeczytam. Na szczęście to całe 100 stron tworzy systematyka, zapomniałam dodać - rozległa. Połowa tego, połowa konkretów, no ale przeczytać warto, bo nigdy nei wiadomo co Miss R. walnie na sprawdzianie. A wiadomo z czego wykona swoją amunicję.

Kolejna rozmowa z Hanką, kolejne drzwi się otwarły i ukazały mi to, co skrywają. Wnioski nasunęły się od razu. Te same wnioski, które są chyba meme tego świata. Świata, który odrzuca wrażliwych i emaptycznych, którzy mogą zrobić tak wiele dla innych, a nie dla siebie.
Świat. Czym jest jednostka ludzka wobec świata? Wspomnieniem. Zapominają ci o których pamietasz. Aż w końcu pragniesz odejść, szukać szczęścia gdzie indziej i liczysz na to, że tym razem o Tobie nie zapomną.
Czekamy na coś, na co w końcu i tak przyjdzie nam czekać. Będziemy śnić o tym, co jest nieosiągalne i w rzeczywistości piękne. A gdy tylko dotkniemy tej gwiazdki na niebie, szara rzeczywistość obruci ją w kolejny zwykły przedmiot, który przestanie nas zachwycać. Zaatakuje powoli, pomalutku, jak atakuje wszystko co zostało wydane na świat.
Zamiast tego, co już dawno przeminie i w rzeczywistości umrze, pozostanie w pamięci nuda oraz niechęć. Pozostaną godziny spędzone na rzeczach, które tak naprawdę są niczym. Niczym ważnym. I zacznie nas to przerażać. Sięgnijmy pamięcią. Co robiliśmy rok temu? 15 listopada 2008 roku o godzinie 00:20 parę? Ciekawe.. Ja pewno spałam. Ale o czym śniłam? Jakie miałam plany na dzień następny? Na co WTEDY czekałam? A pięć lat temu? Czekałam na liceum. Jestem. Czekam na studia. Będę. Będę czekać na pracę. Będę. A potem? Na emeryturę? Na śmierć? A może właśnie o to chodzi. Może każdy neiszczęśliwiec cichutko dąży do śmierci? Choć nawet o tym nie wie. Skąd ta błyskotliwa teoria? A może właśnie śmierć sprawi, że będziemy szczęśliwi.
Kto wie. Może. Może będę czekać na pracę. Może będę czekać na emeryturę. Ale wiem na co czekam. Na szczęście, którego teraźniejszość ani przeszłość mi nie dały. Przyszłość zaś kusi mnie i sprawia, że mam nadzieję.
Ale.. Są rzeczy, których samemu się nie da zmienić. PRzynajmniej nie w takiej skali. Nie aby coś stało się inne od zaraz. Aby ktoś zachowywał się inaczej, nie ranił. Abym ja sama nie wymagała tego od innych. Marzenia. Złudny świat marzeń. Bez sensu? Napędza nasze życie. Jest piękne, bo nieosiągalne. A gdy osiągniemy gwiazdy, to co? Zatruje je szara rzeczywistość i koło się zamknie, a coraz to nowe wyobrażenia, a raczej wymagania, które nas napędzają będą tak naprawdę jak grzyb, który wysysa nasze życie.
PRzeszłość Terażniejszość Przyszłość.
Koło się zamyka. Teraźniejszość trwa tak krótko, że az wcale. Jest jedynie granicą między tymi dwoma gigantami które nie mają początku ani końca. Koło się zamyka. Historia lubi się powatrzać.