piątek, 15 stycznia 2010

Feeeeeeeeeeeeeeeeerieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee

Hai! Ferie. Cóż za wspaniała nazwa... Choć mój pesymizm wciąż przypomina mi o tym, że skończą się równie szybko, co zaczęły, to i tak nic nie zepsuje mi zanadto humoru. PMS jest straszny, a co po nim, jeszcze gorsze.

Na hiście mieliśmy zajęcia z naszym panem od wosu, który zresztą uczy również historii w naszej szkole. Należy on do bractwa szlacheckiego. Fajne są bractwa... Pełno ludzi z pasją, który mają frajdę z tego co robią. Niestety przez swoją niesmiałość nie podeszłam i nie zapytałam, czy nie mogłabym jego szabelką pomachać... No nic... trudno. Na dniu kultury będzie taka możliwość zapewne :)
Od pewnego czasu prowadzę taką mini listę rzeczy, które postaram się mieć, jak tylko przyszłe finanse mi na to pozwolą. Gitara jest odhaczona, nie ma co.

- Lira korbowa - damy radę... Najwyżej do Niemców kiedyś pojadę :P
- EP 90 - choć raczej w formie oprawionego wydruku z tym pistoletem.
- Szkocki Claymore, albo inny Two-handed sword.

Niekoniecznie Claymore, bo równie dobrze może być flamberg albo espadon, jednakże fajno, aby wąsy i ricasso było :P Mój tatuś oczywiście mnie skrytykował, że po co sobie taki kupić. Dla frajdy, żeby wisiało, żeby tym pomachać, kiedy przyjdą trudne chwile i żeby zrobić mnóstwo zdjęć w nim w toalecie i wstawić na NK... No dobra... bez przesady. Mieczami dwuręcznymi zainteresowałam się znacznie wcześniej. Jest to świetna broń, którą może pokonać chyba tylko i wyłącznie szabla. Nie trzeba ich ostrzyć, bo po co. Jakby się tym oberwało z całego impetu z łatwością można zmiażdżyć kości, bądź posłać przeciwnika do grobu. Prawda że fajnie? Ach.. ile na kartach historii jest tych wspaniałych rzeczy. Lira korbowa ma tak zajebisty dźwięk, że nie da się tego porównać do niczego innego. Ok, gitary w sumie też nie porównasz, no ale lira, ma brzmienie takie magiczne, urzekające wręcz. Kiedyś hen hen daleko za latami może sobie taką załatwię i spróbuję pobrzdąkać. :)
Obecnie siedzę sobie i słucham kawałka Eluveitie Thousandfold. Na początku tak jest, że jak się zna inne, to niektóre utwory nie rozkochują od razu. No ale, za tym piątym odsłuchaniem, zaczynamy czuć klimat, aż w końcu zaślepieni muzyką będziemy słuchać tego na okrągło. Czuję powód do dumy - teledysk kręcony w Polszy :D Eluveitie jak Eluveitie, przenoszą w piękny świat, o którym się już nie pamięta. :)

A "Szary" - nietknięty. Nie czułam klimatu - za bardzo... Zresztą wiele rzeczy nagle przestało mi się podobać i jakoś nie miałam ochoty kończyć tego, co zaczęłam. No ale postaram się coś doskrobać i zamknąć ten rozdział. Nie sądzę, żeby był on super hiper, i chyba wiele rzeczy będzie wciskanych "na siłę" no ale postaram się ponaprawiać niektóre rzeczy. Najważniejsze, żeby mieć zarys fabuły, a gdy skończę całą tą opowieść, zacznę ją pisać jeszcze raz, żeby była bliższa ideału, po przemyśleniu ważnych spraw i poprawie błędów. A nuż coś wymyślę, coś co będzie można dodać. I może historia ta będzie jeszcze piękniejsza :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz