Mała przerwa w czytaniu :P
Od wt. uczę dzieci a-moll.Wczoraj miałam wrażenie, że same dzieci są tym zmęczone. Ale otóż stała się rzecz niesłychana. Otóż wkurzona postanowiłam wychować młodzież i żeby się w końcu jakiegoś kawałka nauczyli. Postanowiłam nauczyć ich Nirvany. A co mi tam! W F-durem jakoś sobie poradzimy, bo w tym nie trzeba poprzeczki robić zbytnio, a dużej filozofii nie ma. Jakaś trudność może być jeno z biciem.
Moje dwie dziewczyny chodzą do 5 klasy. Chyba... Jedna to taka kruszynka, więc zawsze dawałam jej Esusa. Jako, że jej zbytnio a-moll nie wychodził, w przeciwieństwie do drugiej, która szybko łapie i będzie poginać na gryfie, prosiłam ją uprzejmie aby chwyty sobie ćwiczyła. Natomiast drugą dziewuszkę zaczęłam uczyć Nirvany. Wychodzi jej. Pomalutku, powolutku. Będą z niej ludzie :D Aż tu nagle słyszę cichutki głosik. Odwracam się, a tu ta mała kruszynka, że ona też chce. Szczena mi opadła. Zapytałam nieśmiało jaką gitarę woli. Elektryczną, czy klasyczną. Elektryczna! :D No! To możemy zacząć się bawić. Została dziewuszka trochę po godzinie. Zauważyłam, że nieźle wali w te struny, co mi tam. Niech ma frajdę. No to jedziem. Gryf Nyrka chyba bardziej jej odpowiada. Ok, jedziemy z Nirvaną. Coś rytmu złapać nie mogła, więc postanowiłam nauczyć ją czegoś jeszcze prostszego. Chop Sueya. Nie bawimy się w jakieś bezsensowne bicie. O nie. Tu jest wyższa szkoła jazdy. Ciągle kostkowanie dół - góra - dół - góra - dół - góra. Powoli zaczyna jej wychodzić z przemieszczaniem palców na gryfie. Jest dobrze. Jutro załapie. A jak jej zacznie wychodzić, to zagram z nią i będzie banan na pysku :D
Tak. Cel warsztatów spełniony. Moja druga, powiedzmy pociecha sprawia sobie gitarkę w czerwcu. Jak to to drugie, to nie wiem :P Bo pewno najchętniej by sobie elektryczną sprawiła.
No. A jutro na 8:55, biola, matma, UTP - wegetacja :D A zaraz potem warsztaty. Muszę obczaić czy mi się w pokrowcu zmieści fartuszek. Pokrowiec jest pojemny. Załaduję jutro do niego teczkę z kartkami, zeszyt z matmy, podstawowe przybory licealisty: linijka i długopis, a następnie sru do szkółki. Wolę gitarę mieć przy sobie.
Z dnia dzisiejszego. Byłam z Jarem w Galerii na billardzie. Skubaniec wygrał ze mną 4:3. W jednej partii dałam mu takiego kopa, mianowicie pod rząd z 4 wbiłam. Szczena mu opadła. Cóż. Czasem mi wychodzi :P Pod koniec w Meczu o Mistrzostwo, już chyba nikomu się nie chciało :P Bille niespecjalnie się toczyły. Trza się kiedyś na kręgle wybrać. Albo raz zagrać w snooka :P Ciekawie by było przyznam.
Po billardzie skoczyliśmy coś przegryźć. W Mc Frajerze nie było niczego ciekawego, więc Dżar wyskoczył z inicjatywą i zaproponował kebaba. Odwróciliśmy się i pewnym krokiem ruszyliśmy do restauracyjki. Nie dawali na wynos. Zamówiliśmy "Kebaba na talerzu". Dobre było. Kiedyś muszę poprosić o mieszany sos :P Cholerstwo trzymało mnie przez cały dzień.
Wracam do lektury. Winamp mnie zadowala :D
Greetings!
Dżar: Zemszczę się ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

To fajnie że takie dzieciaczki dają radę na gitarkach :D
OdpowiedzUsuńCo do bilardu to .. jestem dumna :P
^w^
OdpowiedzUsuń